Głośny protest niepełnosprawnych i ich rodzin dawno się zakończył, ale Bernadeta Krynicka z PiS dalej obraża rodziców niepełnosprawnych. Podczas sejmowej komisji polityki społecznej posłanka, która zyskała sobie przydomek "Modnisia", powiedziała o "Big Brotherze" i "chorobie psychicznej" protestujących.
W mediach od blisko 20 lat, w naTemat pracuję od 2016 roku jako dziennikarz i wydawca
– Byliśmy świadkami nowej odsłony Big Brothera z udziałem opozycji. Wszyscy to widzieli, jak się zachowywali opiekunowie osób niepełnosprawnych. Matka, która stosowała przemoc wobec własnego syna. Byliśmy świadkami agresji matek, wręcz transu kobiet, które powinny się spalić ze wstydu – powiedziała Bernadeta Krynicka.
Posłanka argumentuje, że protestem – właśnie z powodu przemocy wobec dzieci – powinien zainteresować się Rzecznik Praw Obywatelskich i Rzecznik Praw Dziecka. – W momencie, kiedy protestujący zostali odcięci od telewizora i palarni, matki stwierdziły, że ten protest jest zbyt niebezpieczny dla dzieci. Po czterdziestu dniach – mówiła wzburzona Krynicka. Dodała, że "zakrawa to na jakąś chorobę psychiczną".
Nie pierwsza to wycieczka posłanki z Łomży pod adresem rodziców osób niepełnosprawnych, którzy ponad miesiąc protestowali w Sejmie. Bernadeta Krynicka mówiła wtedy, że "znalazłabym paragraf na rodziców, którzy przetrzymują swoje dzieci w Sejmie".
Internet obiegło też "słynne" zdjęcie posłanki, na którym z charakterystyczną miną szła odwrócona tyłem do niepełnosprawnych. Przez wiele osób w Polsce mowa ciała posłanki została odebrana jako wyraz pogardy dla protestujących niepełnosprawnych i ich rodziców.
"Nie owija w bawełnę, ambitna, obrotna, ale i mało empatyczna, kontrowersyjna. Samotna matka, która wychowuje troje dzieci, w tym jedno z zespołem Downa, energiczna pielęgniarka, która potrafiła zagonić do pracy. Działa na rzecz społeczności lokalnej. Trzyma sztamę z Kościołem i ma parcie na szkło" – usłyszeliśmy o Krynickiej w jej rodzinnej Łomży.