Trudno na bazie sejmowego dzienniczka obecności oceniać sumienność polskich polityków. Warto jednak pochylić się nad wynikami frekwencji naszych posłów. Najlepsze wyniki od listopada 2011 roku osiągnęli politycy PO. Najgorzej wypadli członkowie SLD i PiS.
Polityk musi być pracoholikiem. Tak słyszałem. Pracoholizm postrzegany może być jednak różnie. Dla jednych to codzienna wizyta w radiu lub telewizji, dla innych sumienne wykonywanie swoich obowiązków. Nie wiemy jednak, jak swoje zadanie postrzegają politycy, bo tylko 17 z nich było na wszystkich sejmowych głosowaniach.
Stuprocentową frekwencję ma dwunastu posłów PO (Krzysztof Brejza, Marcin Kiewiński, Munyama Killion, Barbara Czaplicka, Zofia Czernow, Ewa Drozd, Małgorzata Janyska, Małgorzata Kidawa-Błońska, Ewa Kołodziej, Zofia Ławrynowicz, Katarzyna Mrzygłocka i Krystyna Skowrońska) oraz trzech posłów PiS (Maciej Łopański, Kazimierz Moskal, Piotr Polak).
Najgorszy wynik w obecnej kadencji uzyskał poseł SLD, Grzegorz Napieralski. Można złośliwie wytknąć, że polityk odreagowuje sromotną porażkę w ostatnich wyborach. Byłaby to prawda, gdyby nie inni posłowie tej partii, których wyniki obecności również nie powalają.
Napieralski to niechlubny rekordzista tej kadencji. Obecny był na 404 głosowaniach, czyli 53 procentach ze wszystkich, które się odbyły. Drugi najgorszy wynik należy również do członka SLD, Tomasza Garbowskiego - 60,37 proc. głosowań, w których wziął udział.
Wynik poniżej 65 proc. uzyskało jeszcze sześciu posłów, wszyscy z Prawa i Sprawiedliwości (Michał Wojtkiewicz, Krzysztof Popiołek, Adam Hofman, Dawid Jackiewicz, Mariusz Antonii Kamiński, Marek Łatas).
Najgorszy wynik w klubie Janusza Palikota miał Robert Biedroń – obecny na 65,92 procent. W PSL to Józef Zych – 70,28 procent.