
To istny precedens na polskim rynku literacko-filmowym. Katarzyna Bonda, nagradzana i uznana przez krytyków pisarka, której książki rozeszły się w dwóch milionach egzemplarzy, teraz sama rozkłada ręce. Nie może znaleźć scenarzysty zdolnego zaadaptować jej historie z "Czterech żywiołów" na potrzeby serialu. – Pracowałam już z dziesiątkami osób, ale nikt nie dźwignął tej serii – mówi w rozmowie z naTemat. Tymczasem serialem są zainteresowane stacje telewizyjne, a koprodukować go chce samo BBC.
Wszystko rozbija się właśnie o scenariusz. – Pojawił się problem z zaadaptowaniem wielowątkowych opowieści. Tak, by jedna książka była jednym sezonem serialu – wyjaśnia pisarka. Pieniądze wyjątkowo nie są tym razem głównym problemem.
Adaptacja jest trudną sztuką. Wielu zdolnych ludzi pracuje nad swoimi tekstem, który jest ich dzieckiem - scenariuszem oryginalnym. Wolą inwestować swój czas w coś własnego. W przypadku adaptacji mamy do czynienia z książkami, które już powstały i są na rynku. Jest to pewien rodzaj "kagańca" dramaturgicznego. Trzeba stworzyć nowe dzieło, na bazie tego co już jest. Nie może to być też przeniesienie książki jeden do jednego na język filmu - tak się tego nie robi.
Reżyserzy, producenci, stacje telewizje - wiele osób chce zekranizować moje książki natychmiast. Już nawet sama chciałam współprodukować projekt i wyłożyć własne pieniądze. Miałam przedstawiane wizje przez chętnych scenarzystów, ale wszystko się rozpadało, gdy przychodził czas na pisanie poszczególnych odcinków. A stacja nie kupi serialu, gdy nie ma nawet pomysłu na trzy pierwsze epizody.
Popyt na serial na podstawie tetralogii "Cztery żywioły" jest. Nie trzeba być nawet wielkim znawcą tematu, by przewidzieć, że jeśli serial powstaje na motywach bestellerowych książek, będzie wielkim telewizyjnym przebojem. Niektórzy rzucą na niego okiem z czystej ciekawości. To szansa na sławę i prestiż również dla scenarzysty, który będzie częścią czegoś wielkiego. Zwłaszcza, że w ostatnich latach powstało sporo naprawdę świetnych polskich kryminałów jak "Wataha" czy "Kruk". Rzecz jasna to produkcje oryginalne.
W Polsce scenarzysta dostaje pieniądze dopiero za gotowy skrypt. A wcześniej z czegoś musi przecież żyć. Jednak do momentu napisania scenariusza żaden producent, reżyser czy aktor nie wejdzie w projekt, bo nie chce ryzykować. Bestsellery uznane przez krytyków nie wystarczą.
– Kiedy zaczynałam pisać książki, nikt nie wierzył w popularność kryminałów w Polsce, a zwłaszcza w sukces telewizyjnych produkcji. Wszyscy nastawiali się na komedie romantyczne. Tymczasem teraz, jednym tchem można wymienić świetne polskie seriale kryminalne. To są produkcje oryginalne, więc wierzę, że niedługo przyjdzie i czas na adaptacje – tłumaczy Bonda.
To musi być artysta, który się na tym zna, ma wyobraźnię filmową. To nawet nie musi być zawodowy scenarzysta, a osoba, która weźmie te książki i "przepuści" przez siebie, wyeliminuje niektóre wątki i elementy, które w słowie pisanym są potrzebne, bo pobudzają wyobraźnię, ale na ekranie są zbędne. Nawet na tym etapie dużo osób się rozkłada. Z drugiej strony, był scenarzysta, który maksymalnie uprościł serię do prostej opowieści kryminalnej. Jednak siła moich książek leży gdzie indziej – to opowieść o Polsce, a każda z nich dzieje się w hermetycznych miejscach, jak np. "Lampiony" w Łodzi.
