Słowacja nie ma morza i piaszczystych plaż, a mimo tego w środku gór jest miejsce, gdzie rosną palmy, ludzie pływają na deskach surfingowych, gdzie woda jest słona i ma wysoką temperaturę. Tatralandia to ośrodek, gdzie każdy może w sobie odkryć dziecko, przypomnieć historię o piratach lub zwyczajnie odpocząć.
Tatralandia – wiele osób coś tam pewnie słyszało, przynajmniej samą nazwę. Gdyby zapytać co to takiego, najczęściej będą padały takie odpowiedzi, jak "baseny z ciepłą wodą" albo "takie wodne wesołe miasteczko w górach". I to prawda. Tyle, że nie cała. Tatralandia to miejsce, w którym każdy znajdzie coś dla siebie, nawet amatorzy naprawdę mocnych wrażeń.
Przede wszystkim nie wystarczy powiedzieć, że Tatralandia to aquapark. To ogromny kompleks, jak twierdzi przedstawiciel właściciela, słowackiej firmy Tatry Mountain Resorts, jest to największe tego typu przedsięwzięcie na Słowacji, w Czechach i w Polsce. A że przy okazji jest świetnie skomunikowane, to nie dziwi ani obecność Czechów, ani Polaków.
Na terenie Tatralandii znajduje się łącznie 14 basenów i 28 różnego rodzaju zjeżdżalni. W tym dwie największe w Europie, ale do tego jeszcze wrócę. Wszystkie baseny są zasilane wodą prosto z gór. Właściwie nawet spod gór. Dzięki termalnym źródłom w najcieplejszym z basenów woda ma ponad 40 stopni Celsjusza. Na szczęście są też takie z chłodniejszą.
W takiej temperaturze właściwie pływać się nie da, zresztą basen jest na tyle mały, że nawet nie miałem jak się rozpędzić. Basen jest po to, żeby się wygrzać. Byle nie za długo, na brzegu zresztą stoją tabliczki informujące, że woda nie nadaje się dla ludzi z chorobami serca i przypominające o tym, żeby nie siedzieć w wodzie dłużej niż 20 minut.
Obok znajdują się dwa większe baseny, w których można już nie tylko popływać, ale nawet pograć w wodną... siatkówkę. Jednak w Tatralandii nie baseny są najważniejsze, tylko zjeżdżalnie. To one przyciągają najwięcej chętnych do zabawy, szczególnie wśród najmłodszych.
Dwie z nich otwarto dosłownie w ciągu ostatnich dni. Są naprawdę wysokie, można dostać zadyszki wchodząc na górę wieży. Na szczycie czekają pontony, w których się zjeżdża. Do każdego z nich są wpuszczane cztery osoby, a co ciekawe – poniżej trzech osób na pokładzie obsługa nie wypuści pontonu na dół.
Chodzi o bezpieczeństwo, ponton nie może być zbyt lekki. Po drodze czeka kilka zakrętów, a pontony pędzą z prędkością nawet około 50 km na godzinę. Otwarcie nowych zjeżdżalni poprzedziła feta, na której wystąpił sam... sobowtór Elvisa Presley'a. I Barbara Hazuchowa, słowacka gwiazda muzyki pop.
Nowe zjeżdżalnie nie mają konkurencji w Europie, jeśli ktoś chce zjeżdżać z takiej wysokości, pozostaje mu polecieć do Dubaju. Nic więc dziwnego, że ustawiają się do nich kolejki chętnych. Ale i mniejsze rury są latem bardzo oblegane. Żeby zjechać, przy każdej musiałem odstać kilka minut w oczekiwaniu na ponton lub specjalną matę.
Tatralandia to miejsce, w które najlepiej przyjechać z dziećmi. Serio, przez dwa dni nie spotkałem żadnego dzieciaka, który stałby nad rodzicami i marudził, że mu się nudzi. Wystarczy, że będzie trochę słońca... choć właściwie nie. Nawet słońce nie jest potrzebne, bo część atrakcji mieści się pod dachem. Można się świetnie bawić podczas największej ulewy. Albo zimą.
Pod dachem Panuje swoisty mikroklimat, jest ciepło, wilgotno, niczym na tropikalnej wyspie. Jest nawet statek piratów i leżaki na plaży. Dach przykryty jest specjalną folią, która zdaniem speców z TMR przepuszcza tylko "dobre" promienie słoneczne i zatrzymuje te szkodliwe. Można się opalać do woli.
Albo pójść popływać na desce surfingowej. W oddzielnym pomieszczeniu stworzono sztuczną falę, na której można trochę poćwiczyć, zanim zaczniemy zadawać szyku gdzieś na plażach Kalifornii czy na Hawajach. Trochę szkoda, że atrakcja jest dodatkowo płatna, ale chyba warto spróbować – zawsze to jakaś odmiana.
Gdy dzieci się bawią w piratów, rodzice mają czas na odpoczynek. Definicja relaksu wygląda tak: stoisz sobie w słonej wodzie albo siadasz na zanurzonym w wodzie stołeczku, a barman przygotowuje drinki lub nalewa zimne napoje. Muszę przyznać, że w tej formie relaksu gustują przede wszystkim panowie. Może dlatego, że panie poszły do spa albo do sauny.
Atrakcji jest tyle, że gdy chce się zjechać z każdej zjeżdżalni choćby tylko raz, w każdym basenie pobyć przynajmniej kilkanaście minut i przy okazji zrelaksować się w barze Barbados lub w saunie, to potrzebny jest na to cały dzień. A jeśli są kolejki do zjeżdżalni, to nawet ze dwa.
Żeby drugiego dnia nie tracić czasu na dojazd można się przespać na terenie Tatralandii. TMR zbudowało całe osiedle domków, mniejszych i większych, w których można odpocząć po całodniowej zabawie. Domki mają własną kuchnię, łazienkę i telewizor, są także ławeczki przed domem, a nawet pobudowano grille.
Gdyby jednak ktoś nie chciał ani grillować, ani nawet ugotować jajka na śniadanie, to można skorzystać z oferty restauracji. Jedzenie jest dobre, choć trochę monotonne. Po trzech dniach miałem już dość jajecznicy i pięciu rodzajów kiełbasek na gorąco podawanych na śniadanie. Porcje są duże, można się najeść. Jeśli jednak ktoś planuje wypad do HF, to zalecam dietę.
Co to takiego to HF? Chyba największa atrakcja, z jaką można się spotkać na terenie Tatralandii. Hurricane Factory to wysoka na 12 metrów przeszklona rura, w której można poćwiczyć swobodny lot. Wrażenie jest niesamowite, porównywalne ze skokiem ze spadochronem. Na początek lata się z instruktorem, po nabraniu wprawy można też samodzielnie.
Pamiętacie piosenkę "I believe, I can fly"? Nuciłem ją zakładając kombinezon, nuciłem czekając na swoją kolej lotu, nuciłem wchodząc do kabiny. Potem już niczego nie da się nucić, pęd powietrza zatyka płuca. Piosenki nienawidziłem i właściwie wciąż jej nie lubię. Ale pokochałem latanie.
Jak już wspomniałem, Tatralandia jest jedną z atrakcji turystycznych Słowacji. Ale nie jedyną. Miłośnicy gór znajdą w pobliżu wiele stoków do zdobycia. Największym jest Chopok, gdzie TMR zainwestował wagon pieniędzy w infrastrukturę narciarską.
Oczywiście latem na nartach się nie pojeździ, ale można skorzystać z wyciągu, żeby wjechać na górę. Oczywiście jeśli ktoś ma chęci i więcej czasu, to można wejść na własnych nogach. Stamtąd rozpościera się wspaniały widok, o ile nie przyjdą chmury, a te – jak twierdził nasz przewodnik – spowijają Chopok średnio 4 dni w tygodniu.
W pobliży aquaparku znajduje się hala sportowa, która choć formalnie należy do miasta, to TMR co jakiś czas organizuje tam różne ekspozycje. Ja akurat trafiłem na wystawę egzotycznych motyli i jakiś kącik Boba Budowniczego – na powierzchni kilkuset metrów kwadratowych dzieci miały do zabawy dziesiątki tysięcy klocków.
Czasem, gdy przy jakiejś okazji podaję swój numer PESEL zdarza mi się pomyśleć, że od dawna już nie jestem dzieckiem. Ale Tatralandia to miejsce, które tego dzieciaka schowanego gdzieś głęboko w naszym sercu i w głowie potrafi uwolnić. Ze mnie wyszedł, gdy mknąłem zjeżdżalnią z prędkością 50 km/h i kilka godzin później, podczas lotu w Hurricane Factory.
Spróbujcie wypuścić tego dzieciaka. Z Warszawy do Tatralandii jedzie się 7 godzin. Dużo? Tak. Ale warto.
Ceny kształtują się różnie w zależności od tego, czy zamawialiśmy bilety on-line czy kupowaliśmy na miejscu. Wejście dwóch osób dorosłych z dzieckiem to wydatek około 100 euro gdy chce się korzystać z sauny. Jeśli planuje się dłuższy pobyt warto kupić go-pass za około 100 euro od osoby i można wchodzić do Tatralandii kiedy się chce przez całe lato.