
Znów rzesza maturzystów oblała egzamin dojrzałości z matematyki ze względu na dyskalkulię. Ministerstwo jednak nadal nie zauważa problemu.
- O ile dyslektyk pomyli przecinki, napisze litery na wspak, jego pracę wciąż można pod względem merytorycznym ocenić. Tymczasem dyskalkulik nie jest w stanie w ogóle rozwiązywać zadań matematycznych. I niestety, polski system edukacyjny nie jest w ogóle dostosowany do pokonania tego problemu - przyznaje Piotr Ludwikowski, matematyk, kierownik Pracowni Egzaminów Maturalnych w Okręgowej Komisji Egzaminacyjnej w Krakowie.
Obecnie Ministerstwo Edukacji Narodowej nie ma pomysłu jak poradzić sobie z dyskalkulią. Nie chcą bowiem zwalniać cierpiących na nią z matury z matematyki, a nawet największe ułatwienia dla uczniów i tak wiele nie dadzą. Ewentualne zwolnienie wiązałoby się ze "stygmatem" na dokumencie maturalnym.
Jak zauważa Piotr Ludwikowski, jedynym sensownym rozwiązaniem byłoby zwalnianie "chorych na matematykę" z egzaminu dojrzałości. Ale tu pojawiają się problemy. Bo żeby zwolnić ucznia z matury, trzeba napisać na świadectwie, na jakiej podstawie. A na to - jak twierdzi Ludwikowski - dyskalkulicy nie chcą dać zgody.
Przeczytaj także: Najlepszy zawód świata - programista, higienistka oraz... matematyk

