Wysokie zarobki, prestiż i dożywotnia emerytura nie były wystarczające, żeby zachęcić potencjalnych kandydatów na sędziów Sądu Najwyższego. PiS wpadło jednak na pomysł, żeby w nowej izbie, tej najważniejszej z punktu widzenia partii – dyscyplinarnej, podnieść pensje o 40 proc. Wynik? Po dwóch kandydatów na miejsce. Bo i potencjalny zarobek imponujący.
Po zmianach w ustawie o sądach i de facto przejęciu władzy nad Sądem Najwyższym, Prawo i Sprawiedliwość musi teraz zapełnić pustki po czystce, jaka się w nim dokonała. Do 29 lipca czekają na kandydatów 44 wakaty: siedem w Izbie Cywilnej, jeden w Izbie Karnej, 20 w Izbie Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych i 16 w Izbie Dyscyplinarnej.
Ogólnie skład Sądu Najwyższego powinien liczyć 120 sędziów. Na razie ma ich jedynie 47 z pewnym statusem, ale także dziewięciu, którzy wystąpili o przedłużenie orzekania, oraz siedmiu, którzy chcą nadal orzekać, ale nie akceptują obecnej weryfikacji. Jeśli dobra zmiana powie "nie" pozostałej szesnastce, to czeka nas dodatkowa rekrutacja.
I nie trzeba mocno się wysilać, żeby dojść do wniosku, że skoro orzeka tylko jedna trzecia składu sędziowskiego, to mamy do czynienia z paraliżem części systemu sądownictwa. Na ten temat pisał zresztą na Facebooku sędzia Stanisław Zabłocki.
"Od momentu wejścia w życie nowej ustawy o SN razem 7 sędziów, a od chwili, gdy obejmowałem Izbę 11 sędziów. To potężna wyrwa! To ponad 1/3 składu Izby. A tzw. wpływ rośnie. Rośnie też tzw. zaległość, pogarszają się dane statystyczne. W opisanej sytuacji muszą się pogarszać. Nie obchodzi to nikogo poza sędziami SN" – żalił się w mediach.
Mizerna rekrutacja
Tymczasem kończy się rekrutacja, która ma pomóc zapełnić luki kadrowe. Na razie zgłosiło się 57 chętnych. Najwięcej, bo aż 32 do Izby Dyscyplinarnej. Dlaczego? Może dlatego, że PiS chcąc uatrakcyjnić wybór tej izby podniósł tam zarobki o 40 proc.
Czy to dużo, czy mało, wszystko zależy od przeciętnych zarobków sędziów SN. Patrząc na wcześniejsze ustalenia co do zarobków Pierwszej prezes SN Małgorzaty Gersdorf, która zarabia około 29 tys zł miesięcznie, to nie jest to na pewno skromna kwota.
– Mówimy tutaj o kwocie około 16 tysięcy złotych na rękę miesięcznie – mówi naTemat sędzia Bartłomiej Przymusiński, rzecznik prasowy Stowarzyszenia Sędziów Polskich "Iustitia".
On także jest zdania, że wyższe zarobki są jednym z kilku głównych motywatorów dla kandydatów na obsadzenie wakatów w SN, chociaż sama podstawa do małych nie należy.
– Ale nawet sam fakt, że ktoś chce skorzystać z takiej okazji, jaką jest bezprecedensowa czystka w SN i niejako zająć zwolnione miejsce jest karygodny. To korzystanie ze stanu bezprawności. Przy czym wiem, że do Sądu Najwyższego mogą kandydować osoby, które chcą w ten sposób zakwestionować ważności procedury i ich trzeba by odróżnić. Takie osoby będziemy wspierać – przyznaje Przymusiński.
32 tysiące miesięcznie!
Bazując na tych danych, po szybkim przeliczeniu 16 tysięcy złotych netto to przeszło 22 tysiące złotych brutto. Tyle zarabia mniej więcej miesięcznie sędzia Sądu Najwyższego. Jeśli podwyższymy tą kwotę o 40 proc. otrzymamy bagatela 32 tysiące złotych brutto miesięcznie. To się nazywa motywator dla kandydatów Izby Dyscyplinarnej! Może nie jest to kwota, na którą połasiłby się prezes Orlenu, ale inni – czemu nie?
To niezła sumka, zważywszy też, że sędziowie tej nowej izby nie beda się przemęczali. Wyliczono, że średnio będą im przypadały 4 sprawy rocznie... Ale czy 57 kandydatów na 44 stanowiska to dużo?
– Nie, absolutnie nie. Wiadomo, że będą próby odtrąbienia wielkiego sukcesu, ale ta frekwencja nie jest imponująca. Myślę, że już wkrótce poznamy nazwiska tych kandydatów i będziemy mogli sami jeszcze bardziej przejrzeć na oczy i zobaczyć, jak bardzo ten proces jest daleki od ideału – podsumowuje rzecznik "Iustiti".