
Nie chcę pisać o cudzie, ale udało mi się dotrzeć do księdza, który nie dość, że widział "Kler" (w wersji roboczej, zaprezentowanej przez samego Smarzowskiego), to jeszcze chciał mi o nim opowiedzieć - tyle tylko, że anonimowo, bo taka była umowa z producentem. Najbardziej szokujące jest jednak to, że kontrowersyjna produkcja Smarzowskiego... podobała mu się.
Smarzowski nie odkrywa Ameryki. W materiałach promocyjnych przyznaje przecież, że to wszystko zdarzyło się "kiedyś i gdzieś". Z tym bym nie polemizował. Uważam, że jeśli Kościół, księża czy publicyści będą mówić, że to kłamstwo i atak, to przegrają.
"Kler" nie będzie jednak bezrefleksyjnym atakiem wymierzonym w Kościół Katolicki, jak kino Patryka Vegi. W "Botoksie" uderzył w lekarzy i ratowników medycznych, kłamiąc w żywe oczy i niesłusznie krzywdząc całe środowisko. Nie mówiąc już o warstwie artystycznej filmu.
Nie dane mi było zapytać Wojciecha Smarzowskiego, czy jest osobą wierzącą, która chciała pokazać instytucję, by ta oczyściła się, czy może ukazać ją jak bardzo jest zła.
Wydaje mi się, że jeśli celem było wywołanie wstrząsu wewnętrznego i dyskusji pod hasłem: zróbcie coś, żeby tak nie było, to wtedy trzeba Smarzowskiemu podziękować.
Czy polski Kościół powinien bojkotować "Kler", a księża i ludzie wierzący omijać seanse szerokim łukiem? – Duchowni i tak go zobaczą. To "gorący temat", który wywołuje zainteresowanie – mówi mój rozmówca. Księżom mogą się spodobać "swojskie" dialogi.
"Kler" ma jednak bardzo dużo "powiedzonek", które są charakterystyczny dla księży. Język i sposób mówienia postaci brzmi bardzo autentycznie. Twórcy musieli się porządnie przygotować. Uważam, że niektóre dialogi są co najmniej prawdopodobne, a cześć tekstów stanie się kultowych.
Obserwuj nas na Instagramie. Codziennie nowe Instastory! Czytaj więcej