
"Ile z nas samotnych rodziców jest w takiej sytuacji?" – pyta mama Maćka. Pani Barbara jest w sytuacji szczególnej, bo jej syn jest osobą z niepełnosprawnością. Parę dni temu poczuła się na tyle źle, że musiała wezwać pogotowie. Ratownicy chcieli zabrać ją do szpitala, ale co zrobić z dzieckiem? Ta historia pokazuje, z jakimi dramatami mierzą się rodzice osób niepełnosprawnych.
Historia opisana przez panią Barbarę pokazuje, jak wygląda codzienność takich rodziców. Nie jest tajemnicą, że bardzo często są samotne matki. One też mają prawo zachorować. I co wówczas z dzieckiem? Nie bardzo wiadomo, kto mógłby się wówczas nim zająć.
Po przybyciu ratowników okazało się, że mam ciśnienie 230/120, groził mi wylew albo udar. Panowie ratownicy chcieli mnie wziąć od razu do szpitala na SOR, ale co z Maćkiem? Powiedziałam, że muszą mnie zabrać razem z synem, bo przecież nie mogę zostawić go samego a tak od razu nie przychodzi mi nic do głowy. Ratownicy odmówili, musiałam podpisać zgodę, że odmawiam przewiezienia mnie do szpitala.
"Czułam, że ciśnienie mi rośnie, miałam wrażenie, że tracę władzę w nogach i rękach, Maciek się denerwuje i krzyczy, (...) szarpie się ze mną na korytarzu, bo też się boi" – opisuje kobieta. Gdy wkroczyła do gabinetu lekarskiego bez wezwania, usłyszała groźby wezwania policji.
W bezczelny sposób kazano opuścić mi gabinet strasząc policją; przypomniałam, że jestem z synem, który ma znaczny stopień niepełnosprawności, odpowiedziano, że syn nie jest pacjentem tylko osoba towarzyszącą.
Relację matki niepełnosprawnego Maćka znalazła się na Facebooku na profilu "Chcemy całego życia". Prowadzą go rodzice osób niepełnosprawnych, którzy od roku walczą o zniesienie zakazu łączenia pobierania świadczenia pielęgnacyjnego z tytułu opieki nad niepełnosprawnym dzieckiem z jakąkolwiek pracą. Ale to nie jest jedyny ich postulat – domagają się oni też m.in. pomocy państwa w postaci tzw. opieki wytchnieniowej.
Przed rokiem pisaliśmy o "niewolnikach" za 1400 zł. To grupa rodziców otrzymujących świadczenie pielęgnacyjne, które jest połączone z zakazem jakiejkolwiek, choćby dorywczej pracy. Gdyby dorobili choć parę złotych, straciliby całe świadczenie.
No pewnie, że chciałabym pracować legalnie. Tak, aby liczyło się to do emerytury. Niedawno dostałam pismo z ZUS, gdzie wyliczono, że moja emerytura wyniesie ok. 500 zł. Niestety, teraz wygląda to tak, że gdybym legalnie podjęła jakąkolwiek pracę zarobkową, nawet za najmniejsze pieniądze, straciłabym te 1406 zł zasiłku pielęgnacyjnego.
Obserwuj nas na Instagramie. Codziennie nowe Instastory! Czytaj więcej
