Janusz Korwin-Mikke napisał o Korze kontrowersyjne słowa. Lider partii Wolność zasugerował, że fakt molestowania artystki w dzieciństwie przez księdza wpłynął na nią... pozytywnie. Stwierdził, że gdyby nie to wydarzenie, wokalistka zostałaby pewnie "przeciętniaczką" albo "pieśniarką katolicką". Korwin-Mikkego spotkała fala krytyki, na którą odpowiedział w swoim stylu.
"Mnie po prostu zdenerwowało, że ludzie po śmierci Kory wycierają sobie Jej nazwiskiem usta i wykorzystują do działalności politycznej (tu akurat: anty-kościelnej)" – wytłumaczył się Janusz Korwin-Mikke.
Nienawiść to mocna sprężyna działania
"Wypominanie, że jakiś stary i śmierdzący ksiądz wsadzał Jej język do ust i gmerał w majtkach – co z upodobaniem powtarzają, mlaskając, lewicowcy – obraża Jej pamięć. Każda dobrze wychowana 10-letnia panienka powiedziałaby po prostu «Czy księdzu nie wstyd?» – i do żadnego «molestowania » by nie doszło" – argumentował Janusz Korwin-Mikke.
"Jeśli jednak takie zdarzenie miało miejsce, to najprawdopodobniej ono spowodowało, że «Kora» zawzięła się by zrobić karierę. Temu księdzu i Kościołowi na złość. Nienawiść to mocna sprężyna działania" – podsumował.