Zdejmuje garnitur, krawat, podwija rękawy i rusza w Polskę B i C. Występuje na wiecach w centrach wsi i miasteczek, szeroko się uśmiecha i opowiada jak bardzo kręci mu się w nosie po twarogu i jak wielkim jest koneserem nalewek. To nie przypadek, ale przemyślana socjotechnika.
Zamiast sztywnego szefa rządu, technokraty i byłego bankstera wyborcy mają widzieć polityka bliskiego ludzi i prozy ich życia. Mieliśmy już bogobojną premier Beatę Szydło kreowaną na matkę pisowskiego ludu. Teraz - przed wyborami samorządowymi - mamy swojskiego ojca Mateusza.
O tym, jak PiS wykorzystuje wciąż bardzo popularną w pisowskim elektoracie byłą premier Szydło w kampanii samorządowej, pisaliśmy tutaj.
Opowiedział o tym zresztą niedawno Adam Hofman, były rzecznik i spin doctor PiS. – Mateusz Morawiecki zyskuje tym, że odrzucił marynarkę, podwinął rękawy i mówi językiem, który rozumieją ludzie. Ojciec Mateusz to jest ciekawa figura. Ten sandomierski Ojciec Mateusz. To się podoba – stwierdził.
– Kampania PiS jest dobra, nawet bardzo dobra. Sondaże są efektem dobrego rozpędzenia kampanii. Szczególnie, że w lustrze, czyli po drugiej stronie, na razie mamy pustkę kampanijną. Tam nie ma nic. Nie wykorzystuje się żadnych sytuacji, żeby jakiś kontrapunkt stworzyć, a sztab PiS się rozpędza. Powoli, powoli, ale jak dobra maszyna – dodał Hofman w rozmowie z Robertem Mazurkiem w "Porannej Rozmowie” RMF24.
Czy wizerunek premiera jako "ojca Mateusza" będzie skuteczny? – W marketingu można wszystko. Skoro z Andrzeja Dudy można było zrobić męża stanu, to z bankiera Morawieckiego będzie można zrobić przysłowiowego wójta z Pcimia pochylającego się nad problemami mieszkańców wsi i miast dostającego zawrotów głowy od twarogu – ocenia w rozmowie z naTemat dr Marek Migalski, politolog i był europoseł PiS.
Kręci go twaróg
Zdaniem Migalskiego premier Morawiecki został namaszczony na główną twarz kampanii PiS, nie tylko do samorządów. – On się pojawił w oficjalnym spocie z konwencji PiS inaugurującym kampanię samorządową i to aż kilkanaście razy. Żaden inny polityk PiS się tam nie pojawia. A to oznacza, że nie tylko będzie wykorzystywany w tej kampanii, ale stał się jej twarzą, najbardziej rozpoznawalnym i chyba najciężej pracującym politykiem PiS – zauważa Migalski.
– Mamy do czynienia z wyeksponowaniem Morawieckiego na najważniejszego dzisiaj polityka obozu władzy – wskazuje.
Morawieckiego wszędzie ostatnio pełno. Był w Częstochowie, Stargardzie Gdańskim, w Radomiu, w Przasnyszu, na konwencji Jakiego w Warszawie i w Wąwolnicy podczas nowego ogólnopolskiego święta "Wdzięczni Polskiej Wsi" (choć nie ma go nawet w kalendarzu).
To też nie przypadek, że nowe święto PiS zorganizowało właśnie w Wąwolnicy na Lubelszczyźnie, czyli w bastionie PSL.
– Cieszę się, że od wielu pokoleń jest taka przepiękna inicjatywa jak Koła Gospodyń Wiejskich. Ja ten skrót KGW rozwijam jeszcze, jako Kobiety Gospodarne i Wspaniałe. To jesteście wy – kadził gospodyniom Morawiecki.
Dbał, by jego wizerunek był ciepły i swojski. – Tydzień temu byłem poczęstowany polskim, tradycyjnym bardzo twarogiem, aż mi się ze smaku zakręciło w głowie – mówił premier do zachwyconych wyborców w Wąwolnicy.
Koneser nalewek
Szef rządu podzielił się publicznie także inną nieznaną słabością. Polacy dowiedzieli się, że jest amatorem nalewek. – Byłoby mi łatwiej wymienić, jakich nie lubię. Ale najbardziej lubię trochę rzadsze, jak np. aroniówka, czy z jarzębiny bądź pigwy. Polacy są specjalistami w robieniu nalewek. Uprzedzając pana kolejne pytanie, nie degustowałem ostatnio w Wąwolnicy niestety żadnej nalewki. Służba to służba – puszczał oczko w wywiadzie dla "Super Expressu”.
W tej samej Wąwolnicy premier przekonywał że słowo "Polska” pochodzi od słowa "pole”, bo u podstaw polskiego państwa stała ciężka praca na roli. Rolnicy byli wniebowzięci.
Szef rządu przekonywał też, że wieś od czasów transformacji w 1989 r. przez lata była poszkodowana. Winę zrzucał na "liberalne decyzje”, których skutkami były migracje ludzi ze wsi oraz emigracja za granicę. Nie wspominał oczywiście o swojej przeszłości w wielkim banku i doradzaniu premierowi Tuskowi.
Na Lubelszczyźnie Morawiecki złożył też rolnikom konkretne obietnice. Mówił m.in, że rząd przeznaczy 1,5 mld zł na rekompensaty dla rolników za skutki tegorocznej suszy, obiecał budowę domów seniora i finansowe wsparcie dla Kół Gospodyń Wiejskich.
Nic dziwnego, że zaniepokojone PSL ruszyło od razu z akcją "Mateuszek Kłamczuszek”.
– Na prowincji już samo przybycie kogoś utytułowanego, powoduje wzrost zaufania. Jeżeli taki polityk pokaże jeszcze, że jest inny niż sobie go wyobrażaliśmy, czyli że jest takim swoim chłopem bez krawata, to już w ogóle zyskuje sympatię – tłumaczy w rozmowie z naTemat Wiesław Gałązka, specjalista ds. PR z Dolnośląskiej Szkoły Wyższej.
Obiecuje wybudowany dworzec
– Każdego można wykreować, jest to tylko kwestia czasu. Trudniejsze są oczywiście rewolucje. Moim zdaniem wyeksponowanie premiera Morawieckiego może być skuteczną metodą dla PiS by uwiarygadniać swoich kandydatów, zwłaszcza w mniejszych miejscowościach i na wsiach gdzie - przepraszam i wiem że posypią się na mnie gromy - ale ta świadomość obywatelska jest również mniejsza – przekonuje ekspert.
Jak się okazuje, szefowi rządu więcej też w kampanii wolno. Wychodzi na to, że on - według Sądu Okręgowego - nie mija się z prawdą mówiąc choćby o tym, że za koalicji PO-PSL nie budowano dróg i mostów. On - jak uznał ten sąd - "wyraża zdania o charakterze ocennym i używa chwytów retorycznych”. Ciekawe, czy po orzeczeniu Sądu Apelacyjnego, nakazującym mu sprostowanie słów o drogach i mostach, podporządkuje się temu?