Projekt ustawy tzw. antyszczepionkowców albo raczej proepidemików dzięki głosom PiS i Kukiz ’15 trafił do dalszych prac w komisjach sejmowych. Na nic zdała się krytyka Głównego Inspektora Sanitarnego, byłych ministrów zdrowia i organizacji lekarskich. Czy to tylko polityczna gra, by przed wyborami przekabacić na swoją stronę kolejną grupę wyborców? Zapytaliśmy posłów PiS, czy gdyby mieli wybór, to odstąpiliby od szczepienia własnych dzieci.
Poseł PiS Krzysztof Ostrowski, ojciec trójki dzieci, który brał bardzo aktywny udział w sejmowej debacie, zarzeka się w rozmowie z naTemat, że nie jest przeciwnikiem szczepień, zarówno jako lekarz, jak i ojciec.
"Odra to łagodna choroba"
– Ale uważam, że dobrze się stało iż ten projekt trafił do Sejmu i został wysłany do komisji. To jest wyraz lęku dużej grupy Polaków, którzy stracili zaufanie do szczepień ochronnych i ich bezpieczeństwa. Będzie okazja by merytorycznie o tym porozmawiać – zaznacza Ostrowski.
– Nie jest prawdą, że są tylko dobre strony szczepień, jest też ich ciemna strona, o której się nie mówi, albo mówi się, ale tylko gdzieś na internetowych forach. Jest potrzebna wymiana opinii ekspertów, choć zorientowałem się, że ten temat jest wykorzystywany w kampanii wyborczej – ocenia.
Ostrowski powtarza swoją opinię, że "odra to nie jest groźna choroba”. – Odra to jest łagodna choroba zakaźna. Starsi pediatrzy, którzy pamiętają odrę, dobrze o tym wiedzą, choć w mediach jest to przedstawiane jak jakieś tsunami. Ciekawe byłoby porównanie statystyk osób, które umarły z powodu odry i osób, które umarły z powodu odczynów poszczepiennych po odrze. Ale to nie jest dyskusja na chwilę – wskazuje.
Poseł Ostrowski pytany o to, czy zaszczepiłby teraz - gdyby miał wybór- swoje dzieci, odparł, że miałby wątpliwości co do konieczności szczepień w pierwszej dobie życia. – Myślę, że starałbym się nie szczepić dzieci w pierwszej dobie życia. Spokojnie można byłoby je zaszczepić później – podkreśla.
W istocie projekt sankcjonuje prymat emocji, zabobonów i miejskich legend nad rozumem i nauką. Zapewne będzie przez PiS wykorzystywany w kampanii wyborczej. Populistyczne argumenty proepidemików nie od dziś zyskują poklask nie tylko na fortach internetowych.
Jak pokazuje sondaż "Wysokich Obcasów”, aż 47 proc. Polek i Polaków uważa, że rodzice mają prawo odmówić obowiązkowych szczepień, a tylko 41 proc. popiera karanie rodziców, którzy nie szczepią dzieci.
PiS chce zmienić kalendarz szczepień
Jak podała "Rzeczpospolita", PiS nie chce jednak zniesienia obowiązku szczepień, ale zmiany ich kalendarza. W partii przeważają głosy, aby znieść obowiązek szczepień noworodków. Zamiast tego szczepione miałyby być dzieci starsze, nawet po 2. roku życia.
Wiceminister z kolei przyznał, że opowiedziałby się za wprowadzeniem w Polsce prawa, zgodnie z którym do przedszkoli i szkół przyjmowane byłyby tylko szczepione dzieci.
Wiceminister podkreślił, że w dyskusji o szczepieniach ważne jest "chłodne, nie emocjonalne podejście, oparte na faktach, wiedzy i nauce". – Myślę, że argumenty za szczepieniami mówią same za siebie – zaznaczył.– Włosi znaleźli się na ustach wszystkich, kiedy zastanawiali się, czy szczepienia są słuszne. Efekt jest taki, że tam rośnie liczba zachorowań i zgonów – przekazał Czech.
Prowadząca program Agnieszka Gozdyra zwróciła uwagę, że by walczyć z tą tendencją Włosi wprowadzili przepisy, zgodnie z którymi do przedszkoli i szkół przyjmowane są tylko dzieci, które mają obowiązkowe szczepienia. Na pytanie, czy wiceminister wprowadziłby takie prawo w Polsce, Czech odpowiedział: "tak".
– Czułbym się spokojny, gdyby moje dziecko chodziłoby do szkoły, gdzie inne dzieci są zaszczepione. Czułbym się też spokojny na miejscu rodzica, którego dziecko nie może być zaszczepione i czułbym się bezpieczny, gdyby moje dziecko, czy dziecko tego rodzica było otoczone kordonem dzieci zaszczepionych, np. przeciwko ospie wietrznej, bo wiem, że jeśli to dziecko (które nie może być zaszczepione - red.) zachoruje, to będzie dla niego wyrok śmierci – tłumaczył.
Posłowie PiS mają głos A czy posłowie PiS szczepiliby swoje dzieci? Krystyna Wróblewska, nauczycielka z sejmowej komisji zdrowia, matka trojka dzieci i babcia pięciu wnuków unika jednoznacznej odpowiedzi.
– O tym czy szczepić wnuki decydują moi synowie i moje synowe. Nie wtrącam się, jakie oni podejmują decyzje. Z tego co wiem, to wszystkie moje wnuki są zaszczepione – mówi naTemat Wróblewska.
– Ale cieszę się, że ta debata w Sejmie się odbywa ponieważ chciałabym się więcej na ten temat dowiedzieć. Osobiście uważam, że jeżeli nie ma przeciwwskazań to należy szczepić dzieci, jeśli są to wiadomo, że nie. Moje dzieci były szczepione zgodnie z kalendarzem – mówi.
Poseł PiS Tomasz Latos, wiceszef sejmowej komisji zdrowia, lekarz, ojciec czwórki dzieci nie ma wątpliwości. – Oczywiście, że szczepiłbym swoje dzieci, bo szczepienia są wielkim dobrodziejstwem i odkryciem. Natomiast naszym zadaniem jako lekarzy, jako polityków jest tłumaczenie, tłumaczenie i jeszcze raz tłumaczenie, dlaczego tak ważne jest żeby się szczepić – podkreśla Latos w rozmowie z naTemat.
Także posłanka PiS Anna Czech, matka dwójki dzieci, która pracowała m.in. w stacji Sanitarno-Epidemiologicznej w Tarnowie zdecydowanie opowiada się za szczepieniami. – Oczywiście szczepiłam swoje dzieci i teraz też bym je zaszczepiła. Sama pracowałam mocno nad tym, żeby wykonalność szczepień była lepsza, żeby bezpieczeństwo dzieci było większe – mówi w rozmowie z naTemat Czech.
– Klub PiS zagłosował za przesłaniem projektu tej ustawy do komisji zgodnie z zasadą, żeby projektów obywatelskich nie kierować od razu do szuflady. Powstała duża grupa przeciwników obowiązkowych szczepień i tym ludziom trzeba tłumaczyć, że nie mają racji. Osobiście jestem przeciwko projektowi firmowanemu przez panią Sochę – zaznacza.