
Poranna poniedziałkowa konferencja Państwowej Komisji Wyborczej nie wyjaśniła zamieszania z dopisywaniem się i rejestracją na listy wyborcze. Poznaliśmy jednak stanowisko PKW, która twierdzi, że winni są w tym przypadku... wyborcy.
REKLAMA
PKW nie zna jeszcze całej skali problemu związanego z wyborcami, którzy nie mogli głosować, a składali wniosek o dopisanie się do listy wyborców przez internet za pomocą systemu ePUAP. Za to pod adresem wyborców padły ostre słowa związane z zapisywaniem się na listy w ostatnim momencie.
– Trzeba było spełnić swój obowiązek i zadbać o spełnienie wszystkich formalności. To nie są nowe procedury. Polska jeśli chodzi o rejestry wyborcze to i tak jest Eldorado w Europie. Na Zachodzie wyborca sam musi pilnować urzędu, a nie na odwrót. U nas z automatu jest na liście wyborczej. Nie jest winą organów wyborczych, samorządowych, że polski wyborca wszystko robi na ostatnią chwilę – powiedział wyraźnie zdenerwowany sędzia Wiesław Kozielewicz z PKW.
– Nie może być tak, że wyborca przychodzi do urzędu w piątek i chce się dopisać. A urzędnik mu na to, no dobrze, ale na to potrzeba 3 dni. Musimy nauczyć się przestrzegania pewnych zasad. Była akcja informacyjna. Mówiliśmy kiedy się zgłaszać. To nie są nowe przepisy. Wyborca miał na to 28 lat. Miał czas, żeby się nauczyć – dodał.
Przypomnijmy, że wielu wyborców w całej Polsce skarżyło się w niedzielę, że nie mogą oddać głosu w wyborach. Ich nazwiska nie zostały bowiem dołączone do spisu wyborców przez system informatyczny ePUAP. Powodem był brak załączenia wymaganych dokumentów, np. umowy o pracę czy umowy najmu mieszkania, bo samorządy wymagały udowodnienia, iż faktycznie mieszka się w danej gminie. Problemem było też zbyt późne zgłaszanie się do urzędów.
