
Kazimierz Dudziński ma 76 lat. W białostockiej Radzie Miasta zasiadał od 20 lat. Przez 12 lat pełnił funkcję wiceprzewodniczącego rady. Obrady zawsze prowadził w sposób wyważony i pełen kultury. Gdy w jego własnym obozie politycznym ktoś przekraczał granice, potrafił zwrócić uwagę. Woli, aby nie mówić, że to on przegrał w wyborach. Bardziej, że przegrała "pewna koncepcja".
Kiedy przyszedłem do BTL-u i pokazałem zaproszenie – zaprowadzono mnie zaraz do pierwszego rzędu i posadzono wśród oficjeli. Podczas otwarcia wymieniono moje nazwisko. Zaszczycił nas radny! Kiedy zaś wychodziłem, zauważyłem, że w jednym z dalszych rzędów siedzi Pan Kazimierz Dudziński. I poczułem się głupio. Ja rozparty jak pasza w pierwszym rzędzie, witany z honorami i On – wieloletni radny, wiceprzewodniczący Rady Miasta. Skromnie i cicho siedzący z dala od reflektorów. To była piękna lekcja. Skromności i pokory.
Tomasz Janczyło, były białostocki radny Platformy Obywatelskiej, o wiceprzewodniczącym z PiS-u też mówi w superlatywach. – Kazimierz Dudziński to - można powiedzieć - wręcz ikona Rady Miasta. Od 20 lat był radnym. Wybory w swoim okręgu wygrywał zawsze, prawie nie robiąc kampanii – opowiada Janczyło. Dlaczego zatem tym razem mu nie wyszło? – Sam PiS zrobił wiele, by się go pozbyć i to im się udało – wyjaśnia były radny.
Wiadomo, że partia, układając kolejność na listach wyborczych, nagradza swoich działaczy i wskazuje swemu elektoratowi, kto dla niej liczy się najbardziej, kogo należy poprzeć w pierwszej kolejności. Kazimierz Dudziński nie dostał się do Rady Miasta przede wszystkim przez swoich kolegów i koleżanki z PiS, którzy umieścili go na liście na miejscu trzecim.
– Przegrała pewna koncepcja – tak sam Kazimierz Dudziński ocenia swój wyborczy wynik. Jego zdaniem w tych wyborach wygrała opcja "przeciwko PiS-owi".
– Szkoda, że PiS nie postawił na tak sprawdzonego, doświadczonego, kulturalnego i lubianego radnego – ocenia Tomasz Janczyło, zaznaczając, że Dudziński potrafił łagodzić w radzie polityczne kłótnie. I pewnie tym się naraził w swojej partii.
– To obniżenie pensji prezydentowi mi się nie podobało. Przecież nie można nie zauważać, że Regionalna Izba Obrachunkowa w budżecie miasta nie dopatrzyła się nieprawidłowości, że są nowe inwestycje, że powstają drogi. Starałem się tonować te ataki na prezydenta Truskolaskiego, ale nie za bardzo mnie słuchano – mówi Dudziński, przyznając, że nieraz miał inne zdanie niż wymagała tego klubowa dyscyplina.
Teraz, gdybym wszedł do Rady Miasta, znowu bym był w opozycji. I co – miałbym wojować z prezydentem? Wmawiać mu, że się nie nadaje na stanowisko, choć wybrało go 56 proc. mieszkańców miasta? Nie widzę sensu. Pomyślałem więc, że chyba Opatrzność Boża czuwa nade mną, że powiedziała mi: panie Dudziński, szkoda zdrowia, dosyć tego szarpania.
Kazimierz Dudziński tym, że sam nie wszedł do Rady Miasta, nie smuci się. Bardziej żałuje tego, że poza radą znalazło się też paru innych, młodszych działaczy PiS, m.in. Marek Chojnowski.