Kazimierz Dudziński to taki polityk PiS, który zawsze z szacunkiem odnosił się do politycznych przeciwników. I o którym nawet wrogowie PiS mówią z atencją i podziwem. – Zbyt grzeczny, zbyt kulturalny. Taki... nudziarz. Nie był fighterem, a teraz to się liczy. Dla porządnych ludzi w polityce jest coraz mniej miejsca – usłyszałem od jednego z samorządowców.
Dziennikarz zajmujący się tematyką społeczną, polityczną i kryminalną. Autor podcastów z serii "Morderstwo (nie)doskonałe". Wydawca strony głównej naTemat.pl.
W Białymstoku Prawo i Sprawiedliwość przegrało wybory do Rady Miasta. W dobiegającej końca kadencji RM PiS miał większość, co dla prezydenta Tadeusza Truskolaskiego było mało komfortowe. Partia Jarosława Kaczyńskiego bowiem wiele razy robiła wszystko, by prezydentowi podstawić nogę. Po niedzielnych wyborach sytuacja się odwraca: Koalicja Obywatelska wywalczyła 16 mandatów, PiS – 12. A w składzie nowej rady zabraknie m.in. dotychczasowego wiceprzewodniczącego RM.
Wyważony i pełen kultury
Kazimierz Dudziński ma 76 lat. W białostockiej Radzie Miasta zasiadał od 20 lat. Przez 12 lat pełnił funkcję wiceprzewodniczącego rady. Obrady zawsze prowadził w sposób wyważony i pełen kultury. Gdy w jego własnym obozie politycznym ktoś przekraczał granice, potrafił zwrócić uwagę. Woli, aby nie mówić, że to on przegrał w wyborach. Bardziej, że przegrała "pewna koncepcja".
– Kiedy na sesjach Rady Miasta pan Kazimierz zabierał głos, wiedziałem, że mogę spodziewać się wypowiedzi kulturalnej i stonowanej. Że nie będzie żadnych przytyków i osobistych wycieczek. Takich ludzi spotyka się niezwykle rzadko – mówi mi Wojciech Koronkiewicz, który jest człowiekiem z zupełnie innej politycznej bajki niż Kazimierz Dudziński.
Samorządowiec z PiS sam przyznaje, że jego elektorat jest "kościelny". Koronkiewicz zaś do Rady Miasta wszedł 4 lata temu z listy SLD. Teraz wsparł Roberta Biedronia, wystartował jako przedstawiciel komitetu "Inicjatywa dla Białegostoku", ale nie udało mu się wywalczyć mandatu.
W rozmowie z naTemat lewicowy radny wspomina kilka lekcji, jakich mimochodem udzielił mu wiceprzewodniczący z PiS-u – m.in. podczas niespodziewanego spotkania w Białostockim Teatrze Lalek na samym początku kadencji 2014-18.
– Jako radni otrzymujemy do skrzynek w magistracie zaproszenia na imprezy kulturalne i sportowe. Na mecze piłkarskie chodzi wielu radnych, na imprezy kulturalne dosłownie jednostki. W BTL-u odbywała się kolejna edycja konkursu recytatorskiego "Kresy". Dla uzdolnionej młodzieży z zagranicy. Dla cudzoziemców o polskich korzeniach, którzy pragną poznawać polską literaturę – opowiada lewicowy radny.
Koronkiewicz przyznaje, że choć w wielu kwestiach z Dudzińskim się nie zgadzał, to podziwia go za to, jak samorządowiec PiS-u formułował swoje wypowiedzi – zawsze ze świadomością odpowiedzialności za słowa.
PiS chciał się go pozbyć
Tomasz Janczyło, były białostocki radny Platformy Obywatelskiej, o wiceprzewodniczącym z PiS-u też mówi w superlatywach. – Kazimierz Dudziński to - można powiedzieć - wręcz ikona Rady Miasta. Od 20 lat był radnym. Wybory w swoim okręgu wygrywał zawsze, prawie nie robiąc kampanii – opowiada Janczyło. Dlaczego zatem tym razem mu nie wyszło? – Sam PiS zrobił wiele, by się go pozbyć i to im się udało – wyjaśnia były radny.
Przed Dudzińskim na liście PiS znalazł się Henryk Dębowski, zastępcą dyrektora Oddziału Terenowego Krajowego Ośrodka Wsparcia Rolnictwa w Białymstoku. KOWR podlega ministrowi rolnictwa, a Dębowski nominację otrzymał, gdy szefem resortu był Krzysztof Jurgiel, szef podlaskiego PiS-u. Wyżej niż wiceprzewodniczącego Rady umieszczono też Piotra Jankowskiego, który jeszcze parę lat temu należał do PO.
W pozostałych okręgach w Białymstoku zadziałał podobny mechanizm – na pierwszych miejscach list PiS-u znaleźli się choćby Jacek Chańko czy Katarzyna Siemieniuk, którzy zmienili polityczne barwy, opuszczając Platformę Obywatelską. Ale skoro kandydatem PiS na prezydenta miasta został były poseł PO Jacek Żalek...
Klęska PiS-u w Białymstoku
– Przegrała pewna koncepcja – tak sam Kazimierz Dudziński ocenia swój wyborczy wynik. Jego zdaniem w tych wyborach wygrała opcja "przeciwko PiS-owi".
Dudziński przyznaje, że w kampanii postawił na to, co dotąd w jego przypadku się sprawdzało – głównie rozdawał mieszkańcom ulotki. Nie angażował się w akcję z billboardami czy w internecie. Tym razem to okazało się za mało. Ale w tegorocznych wyborach – jak podkreśla – jedno załatwiono inaczej niż do tej pory.
– Zawsze szliśmy jako drużyna. Wydawana była gazetka, w której były zdjęcia wszystkich kandydatów, pisano parę słów o każdym z nas. Teraz każdy poszedł indywidualnie. A Platforma z Nowoczesną i Forum Mniejszości Podlasia się zmobilizowali, pokazali jedność i mają wynik – analizuje Kazimierz Dudziński.
Naraził się w partii
– Szkoda, że PiS nie postawił na tak sprawdzonego, doświadczonego, kulturalnego i lubianego radnego – ocenia Tomasz Janczyło, zaznaczając, że Dudziński potrafił łagodzić w radzie polityczne kłótnie. I pewnie tym się naraził w swojej partii.
– Dla niego walka polityczna za wszelką cenę nie istniała i za to należą mu się słowa uznania – stwierdza były radny PO.
"Nie widzę sensu"
– To obniżenie pensji prezydentowi mi się nie podobało. Przecież nie można nie zauważać, że Regionalna Izba Obrachunkowa w budżecie miasta nie dopatrzyła się nieprawidłowości, że są nowe inwestycje, że powstają drogi. Starałem się tonować te ataki na prezydenta Truskolaskiego, ale nie za bardzo mnie słuchano – mówi Dudziński, przyznając, że nieraz miał inne zdanie niż wymagała tego klubowa dyscyplina.
Kazimierz Dudziński stara się dostrzegać pozytywy tego, jak potoczyły się wydarzenia. Uważa, że przez te 20 lat udało mu się wiele zrobić dla miasta. Teraz zaś zamierza działać społecznie już poza RM.
Kara za własne zdanie
Kazimierz Dudziński tym, że sam nie wszedł do Rady Miasta, nie smuci się. Bardziej żałuje tego, że poza radą znalazło się też paru innych, młodszych działaczy PiS, m.in. Marek Chojnowski.
Jak pisał lokalny "Kurier Poranny", Chojnowski nie znalazł się na liście w ramach kary za to, że zagłosował za inwestycją, która nie pasowała lokalnemu deweloperowi, którego prawną obsługą zajmował się w przeszłości obecny szef miejskich struktur PiS.
Syn prezesa tej firmy znalazł się na listach PiS-u i do Rady Miasta się dostał. A dla Kazimierza Dudzińskiego miejsca w RM zabrakło. – Niełatwo go będzie zastąpić – ubolewa Wojciech Koronkiewicz.
Kiedy przyszedłem do BTL-u i pokazałem zaproszenie – zaprowadzono mnie zaraz do pierwszego rzędu i posadzono wśród oficjeli. Podczas otwarcia wymieniono moje nazwisko. Zaszczycił nas radny! Kiedy zaś wychodziłem, zauważyłem, że w jednym z dalszych rzędów siedzi Pan Kazimierz Dudziński. I poczułem się głupio. Ja rozparty jak pasza w pierwszym rzędzie, witany z honorami i On – wieloletni radny, wiceprzewodniczący Rady Miasta. Skromnie i cicho siedzący z dala od reflektorów. To była piękna lekcja. Skromności i pokory.
Tomasz Janczyło
były radny PO w Radzie Miasta Białegostoku
Wiadomo, że partia, układając kolejność na listach wyborczych, nagradza swoich działaczy i wskazuje swemu elektoratowi, kto dla niej liczy się najbardziej, kogo należy poprzeć w pierwszej kolejności. Kazimierz Dudziński nie dostał się do Rady Miasta przede wszystkim przez swoich kolegów i koleżanki z PiS, którzy umieścili go na liście na miejscu trzecim.
Kazimierz Dudziński
radny miasta Białegostoku, Prawo i Sprawiedliwość
Teraz, gdybym wszedł do Rady Miasta, znowu bym był w opozycji. I co – miałbym wojować z prezydentem? Wmawiać mu, że się nie nadaje na stanowisko, choć wybrało go 56 proc. mieszkańców miasta? Nie widzę sensu. Pomyślałem więc, że chyba Opatrzność Boża czuwa nade mną, że powiedziała mi: panie Dudziński, szkoda zdrowia, dosyć tego szarpania.