W niedzielę przeszedł Marsz Niepodległości. W pierwszym szeregu szedł Andrzej Duda i Jarosław Kaczynski, a za nimi w karnych szeregach... nacjonaliści z ONR i neofaszyści z Fuorza Nouva. Dopiero za nimi ruszyli ci, którzy cieszyli się z setnej rocznicy odzyskania niepodległości.
Warszawa bała się tego marszu. Po ekscesach z zeszłego roku, gdy zdjęcia banerów z rasistowskimi hasłami trafiły na czołówki światowych mediów, w tym roku spodziewano się najgorszego. Już kilka dni przed marszem internet pęczniał od wpisów o szturmowcach nacjonalistów, którzy przyjadą do stolicy "świętować".
Prezydent Warszawy Hanna Gronkiewicz-Waltz próbowała zakazać marszu. Nieskutecznie, organizatorzy odwołali się od tej decyzji, a sąd przyznał im rację. Zanim to zrobił, prezydent ogłosił, że zorganizuje Marsz Biało-Czerwony. Ostatecznie połączono siły, w pierwszym szeregu poszedł Andrzej Duda i politycy PiS, a za nimi narodowcy. Byłem obok nich.
Spodziewałem się, że będzie jak w zeszłym roku. Wtedy była scena, z której wykrzykiwano hasło "nacjonaliści wszystkich krajów łączcie się" i o wyższości białej rasy. Myślałem, ze podobnie będzie i w tym roku. Bardzo się pomyliłem. Nie było sceny, na którą co chwila wchodziłby kolejny neofaszysta. Owszem, był mistrz ceremonii, ale krzyczał głównie "Bóg, honor i ojczyzna".
Tłum nie odpowiadał zbyt chętnie, mury okolicznych budynków nie drżały od krzyku tysięcy. Stałem obok narodowców z ONR i ich kolegów z Włoch, z neofaszystowskiej organizacji Fuorza Nuova. Zielone i czarne flagi ONR i FN powiewały nad głowami, ale narodowcy oszczędzali gardła.
Co jakiś czas pojawiały się ogłoszenia, że ktokolwiek złamie regulamin marszu i ustawę o zgromadzeniach publicznych, zostanie wyproszony z marszu bez możliwości odwołania. Wyraźnie dało się odczuć, że organizatorzy chcą uniknąć oskarżeń o faszyzm i nacjonalizm. Należy przypuścić, że był to jeden z warunków umowy narodowców z prezydentem.
Długo czekaliśmy, aż pochód ruszy. Około godziny 15 przemówił Andrzej Duda. Co mówił? Ja nie wiem. Nagłośnienie było tak fatalne, że słychać było głównie echo, czasem pojedyncze słowa. Coś tam o honorze i o wolności. "Cześć i chwała bohaterom" zakrzyknął tłum na koniec przemówienia prezydenta i marsz ruszył. Przynajmniej jego pierwsza cześć. My staliśmy dalej.
Trochę to trwało. Gdy Jarosław Kaczyński, Mateusz Morawiecki i Andrzej Duda byli już w połowie mostu, reszta wciąż wrastała w asfalt na rondzie Dmowskiego. W końcu ruszyliśmy i my. W pierwszych zwartych szeregach członkowie ONR. "Hanka! Hanka! Wyruszamy!" – krzyczeli ONR-owcy. Były też bardziej wulgarne hasła pod adresem Hanny Gronkiewicz-Waltz.
Nad głowami płonęły race, czasem coś tam wybuchało pod nogami z wielkim hukiem. Można powiedzieć, że to standard Marszy Niepodległości, ale faktem jest, że w tym roku rac na trasie przemarszu było mniej. Tych wybuchających pod nogami uczestników też. Być może oszczędzano je na Obywateli RP i obrońców konstytucji, którzy czekali przy rondzie de Gaulle'a.
Tu wysiłki organizatorów nie były do końca skuteczne. W kierunku ludzi stojących z banerem "konstytucja" i białymi różami w rękach poleciały race. Część z nich odbiła się od tarcz policjantów ubranych i uzbrojonych jak na wojnę – kaski,, pałki, a nawet broń gładkolufowa. Stali niczym rycerze na wzniesieniu i czekali na atak narodowców. Nie doczekali się.
Strażnicy marszu nawoływali, żeby przechodzić obojętnie, bo "tu nie ma nic ciekawego oprócz zepsutego samochodu z nagłośnieniem". Rzeczywiście, na ulicy stał wielki tir, który częściowo zasłaniał opozycjonistów. Gdyby filmowano przemarsz z dawnego gmachu partii, napis "konstytucja" pozostałby niewidoczny.
Tłum poszedł dalej, w kierunku Stadionu Narodowego. A ja poczekałem na trzecią grupę marszu. Tę bez polityków i bez narodowców. W trzeciej grupie byli zwykli ludzie, z Warszawy, ze Śląska, znad morza i ze wschodnich terenów Polski. Szli z biało-czerwonymi flagami, nierzadko z dziećmi. To była ta część, o której mówił prezydent Duda – marsz wszystkich Polaków.
To w tej części, gdy na chwilę zrobił się zator przed mostem ktoś zakrzyknął "kto nie skacze ten za PiSem". I część ludzi skakała. Inni krzyczeli "Donald pedał Polskę sprzedał". Nie widziałem, żeby z powodów politycznych ktoś się komuś rzucił do gardła. Pełna tolerancja. Polacy idący w trzeciej części marszu zdali egzamin.
"Marsz był spokojny, Hanka nie rozwiązała" cieszył się spiker ze sceny ustawionej na błoniach pod Stadionem Narodowym. "Hanna Gronkiewicz-Waltz się kompletnie skompromitowała" – dodał. Odśpiewano Bogurodzicę i kilka innych pieśni patriotycznych. Kto nie chciał śpiewać mógł zjeść kiełbasę na gorąco lub spróbować wojskowej grochówki.
Prezydent Andrzej Duda zapraszał na marsz wszystkich Polaków. Żałuję, że swoją osobą legitymizował narodowców z ONR i włoskich neofaszystów z Fuorza Nuova. Ale haseł wzywających do przemocy na tle rasowym nie widziałem. Marsz, który przeszedł w niedzielę ulicami Warszawy był nad wyraz spokojny.
Andrzej Duda może odetchnąć, miasto nie spłonęło. Ale powodów do radości nie ma. Choć zapraszał na Marsz Biało-Czerwony, to zielone flagi ONR i czarne Fuorza Nouva były aż nadto widoczne.