Lech Wałęsa musi przeprosić Jarosława Kaczyńskiego za słowa o jego odpowiedzialności za katastrofę smoleńską. Były prezydent próbuje tłumaczyć swoje słowa, a na Twitterze wspomógł go w tym były szef polskiej dyplomacji Dariusz Rosati. Zrobił to jednak w taki sposób, że wywołał poważne oburzenie.
Dziennikarz zajmujący się tematyką społeczną, polityczną i kryminalną. Autor podcastów z serii "Morderstwo (nie)doskonałe". Wydawca strony głównej naTemat.pl.
– Z wolności słowa trzeba korzystać odpowiedzialnie – mówiła sędzia Weronika Klawonn z gdańskiego sądu, uzasadniając wyrok w procesie Jarosław Kaczyński kontra Lech Wałęsa. Były prezydent ma przeprosić prezesa PiS m.in. za słowa, iż ten miał w ostatniej rozmowie telefonicznej z bratem wydać nakaz lądowania w Smoleńsku, mimo złej pogody, czym doprowadził do katastrofy lotniczej.
Rozmowa braci
– Wiemy, że Lech Wałęsa nie poznał treści ostatniej rozmowy braci Kaczyńskich. Nie ma żadnych dowodów na to, że istnieje nagranie ostatniej rozmowy braci Kaczyńskich – tłumaczyła sędzia.
Były prezydent spróbował wytłumaczyć swoje intencje i wyraził żal: – Wydawało mi się, że sąd dąży do ustalenia prawdy. Na to, że Kaczynski rozmawiał z bratem o stanie zdrowia mamy, nie ma dowodu. Sąd chce dowodów, a jedynym istniejącym dowodem jest nagrana rozmowa tuż przed katastrofą.
Do dyskusji włączył się Dariusz Rosati, pisząc, iż "z całą pewnością podczas rozmowy braci była omawiana sprawa lądowania we mgle i z całą pewnością Jarosław Kaczyński nie odradzał bratu lądowania, bo prezydent by posłuchał". Według europosła PO Jarosław Kaczyński "będzie tego świadomy do końca życia". "Stąd desperackie próby przykrycia tego teorią zamachu" – ocenił.
Wpis Rosatiego wywołał oburzenie. "Wchodzi pan trochę w buty Wałęsy" – zwrócił uwagę jeden z internautów, sugerując, że i europoseł może się liczyć z pozwem ze strony prezesa PiS. I był to jeden z delikatniejszych komentarzy.