
"Plagi Breslau" to pierwszy i ostatni film Patryka Vegi nakręcony dla Showmaxa. Platforma zwija się z Polski i na zakończenie serwuje nam niespodziankę. Najnowsza produkcja reżysera-biznesmena nie jest wcale taka zła - w porównaniu do jego poprzednich przebojów. To sprawnie nakręcone kino klasy V z intrygującą fabułą. Nie jest jednak pozbawione wad.
Małgorzata Kożuchowska zgadzając się na autoparodię z pewnością chciała podkreślić, że zrywa z dawnym wizerunkiem. W "Plagach Breslau" jest twarda, wulgarna i wiecznie wkurzona. Specjalnie do roli spała po dwie godziny dziennie i to widać na ekranie. Jest jak na zjeździe po tygodniowym melanżu. I tak gra przez cały film, co może być trochę monotonne.
Sam ciekawy pomysł na film to jednak za mało, by zostać okrzykniętym drugim Davidem Fincherem. "Plagi Breslau" aspirują do miana mrocznego thrillera, ale zabrakło im gęstej, nieprzyjemnej atmosfery. Zresztą praktycznie wszystkie sceny dzieją się za dnia, trudno więc wytworzyć w takich warunkach odpowiednie, apokaliptyczne napięcie.
