"Moja przestrzeń wolności nie zmniejszyła się jakoś szczególnie od 2015 r., a Polska pod rządami PO tak samo nie była moja, jak nie jest moja ta pod rządami PiS" – mówi Szczepan Twardoch w wywiadzie opublikowanym w noworocznym, podwójnym wydaniu "Newsweeka". Autor "Morfiny", "Króla" czy "Królestwa" bezkompromisowo ocenia polską rzeczywistość i historię naszego kraju.
Dziennikarz zajmujący się tematyką społeczną, polityczną i kryminalną. Autor podcastów z serii "Morderstwo (nie)doskonałe". Wydawca strony głównej naTemat.pl.
W przyszłym roku Szczepan Twardoch skończy 40 lat. Pisarz przyznaje, że ludzie z jego pokolenia – chodzący do szkoły zarówno jeszcze w PRL, jak i potem w III RP, mają za sobą szczególne doświadczenia.
"Nie miałem powodów kochać III RP"
– Gdy wchodziłem w dorosłość z bezpiecznego inkubatora studiów, imprez i beztroski, okazało się, że większość miejsc pracy jest zajęta. I wcale nie jest tak, jak przekonywali nas bazujący na swoich doświadczeniach z PRL rodzice i dziadkowie, że wystarczy skończyć studia, a praca się znajdzie – wspomina Twardoch w rozmowie z Aleksandrą Pawlicką. Tamten czas to był okres potężnego bezrobocia.
Twardoch stwierdza, że po 2015 r., po przejęciu pełni władzy przez PiS w Polsce, jego przestrzeń wolności się nie zmniejszyła. – Polska pod rządami PO tak samo nie była moja, jak nie jest moja ta pod rządami PiS – mówi.
"Coś fałszywie mi brzmi w tych wszystkich demonstracjach"
Wyjaśnia, że w kwestii istotnej dla niego, czyli w sprawie Śląska, za rządów PO sytuacja była taka sama jak i dziś. – Przecież stosunek Bronisława Komorowskiego do uznania przez państwo prawa do samoidentyfikacji etnicznej Ślązaków jest taki sam jak ten Jarosława Kaczyńskiego, w którego PO nie omieszkało tłuc do znudzenia zakamuflowaną opcją niemiecką – mówi.
Twardoch dowodzi, że za rządów PO też stosowano tzw. areszty wydobywcze "i jakoś nikomu to nie przeszkadza". Dlaczego?
– Konstytucja to nie tylko paragrafy o wymiarze sprawiedliwości. Są też inne, łamane od dawna – dowodzi Twardoch, podkreślając, że na żadne protesty np. w obronie sądów się nie wybiera. – To nie moja forma ekspresji – ucina.
"Rządzący prowadzą politykę samobójczą"
Autor dostrzega jednak różnice w polityce prowadzonej przez PO i przez PiS – szczególnie w dyplomacji. – To nie była dobra polityka zagraniczna (przed 2015 r. – przyp. red.), jednak wydaje mi się, że o tysiąc razy lepsza niż to, co dzieje się teraz – uważa Szczepan Twardoch.
W wywiadzie dla "Newsweeka" pada wiele mocnych ocen dotyczących polskiej historii. Gloryfikację Powstania Warszawskiego Twardoch określa jako "toksyczną i niszczącą, zatruwającą polskie myślenie polityczne". Mniej ostro ocenia mit Żołnierzy Wyklętych: "mniej groźny, bo to zjawisko o mniejszym znaczeniu niż całkowite zniszczenie stolicy".
Cała rozmowa w najnowszym, podwójnym numerze noworocznym tygodnika "Newsweek".
Dla mojego pokolenia III RP nigdy nie była krajem szans możliwości, jakim była dla ludzi starszych ode mnie o dziesięć czy piętnaście lat, którzy w początkach lat 90. robili zawrotne kariery w warszawskich korporacjach, bo rynek pracy był tak chłonny, że wystarczyło mówić po angielsku, aby prosto po filozofii trafiać do najlepszych agencji reklamowych.
Kiedy my wchodziliśmy na rynek pracy, starsi o dekadę koledzy już na nim byli i z oczywistych względów nie wybierali się na emeryturę. Takie jest moje doświadczenie. Nie miałem powodów kochać III RP. Nie mówiąc o tym, że w kwestiach, które są dla mnie ważne, rządy PO zachowywały się dokładnie tak samo jak PiS.
Bo Polska jest krajem na peryferiach cywilizacji europejskiej. (...) Dlatego coś fałszywie mi brzmi w tych wszystkich demonstracjach w obronie demokracji, konstytucji i tak dalej. Nie neguję szlachetnych pobudek uczestników tych protestów ani ich cywilnej odwagi, ale jednak dopuszczam taką możliwość, że demonstrują bardziej w obronie swoich biografii, swojego pokolenia, swoich politycznych i moralnych wyborów z przeszłości, do czego mają oczywiście prawo, lecz kiedy z tej partykularnej obrony swojej godności czynią obronę uniwersalnych wartości wyższego rzędu, to uważam to jednak za nadużycie.
Dziś rządzący prowadzą politykę samobójczą. Na przykład: gdy myślę o tym, że Polskę, a więc również mnie, reprezentuje w Berlinie ambasador Przyłębski, to robi mi się słabo. Groteskowa postać jak z kabaretu została wytypowana do kontaktów z najważniejszym partnerem gospodarczym i drugim, jeśli nie pierwszym, gwarantem bezpieczeństwa militarnego Polski. A przecież wielkoskalowa wojna w Europie nie jest czymś, czego nie można sobie wyobrazić. To może się wydarzyć za naszego życia.