W trakcie konferencji prasowej poświęconej pożarowi w escape roomie w Koszalinie komendant główny Państwowej Straży Pożarnej Leszek Suski wyjawił, że w obiekcie było wiele niedociągnięć w kwestii bezpieczeństwa. Szef PSP ujawnił także, jak zmarły piętnastoletnie dziewczyny.
– Firma była zarejestrowana jako działalność sportowa i rozrywkowa. Przyczyny pożaru bada prokuratura i policja – poinformował Suski.
– Ze wstępnych naszych ustaleń wynika, że w obiekcie było wiele niedociągnięć. Urządzenia grzewcze były prawdopodobnie zbyt blisko materiałów palnych, znaleźliśmy świece, więc istniało niebezpieczeństwo używania ognia otwartego. Instalacje elektryczne były prowizoryczne – wyliczał kolejne błędy w zabezpieczeniu obiektu.
Suski podkreślił także, że w pomieszczeniu, w którym zmarły 15-latki, było zwyczajnie zbyt mało miejsca dla uczestników gry.
– W regulaminie firmy było określone, że osoby niepełnoletnie mogą przebywać i brać udział w tej "zabawie" pod opieką osoby dorosłej. Osoba, która była odpowiedzialna za prowadzenie tej działalności, to 26-letni mężczyzna, w chwili wybuchu pożaru prawdopodobnie nie znajdował się w tym pomieszczeniu, więc udzielenie pomocy mogło być wątpliwe lub nieskuteczne – kontynuował szef PSP.
Okazało się także, że gaśnice, które były w tym pomieszczeniu, nie zostały użyte. – Ale do tragedii doszło przede wszystkim z powodu braku skutecznej ewakuacji pomieszczenia. Osoba, która prowadzi taką działalność, ma obowiązek zapewnić bezpieczeństwo osobom znajdującym się w takim pomieszczeniu – wyjaśniał szef Państwowej Straży Pożarnej.
Dziewczynom nie pomogła nawet błyskawiczna reakcja służb. – Strażacy przyjechali na miejsce zdarzenia bardzo szybko. Wyjechaliśmy po jednej minucie od telefonu. Dojazd zajął nam cztery minuty. Pierwsze osoby od chwili przyjazdu wydobyliśmy po niecałych piętnastu minutach. Niestety nie udało nam się ich uratować. Śmierć nastąpiła prawdopodobnie na skutek działania substancji toksycznych po spaleniu – tłumaczył.