Na Twitterze pojawiło się nowe konto, na którym pojawiły się zaproszenia na polityczną konwencję nowego ugrupowania Roberta Biedronia. Nazwa konta: "Umowa Biedronia". I od razu pojawiły się domysły, że taka ma być nazwa partii. Jeśli tak, to należy zwrócić uwagę, jaki skrót miałaby nazwa ugrupowania: UB.
Dziennikarz zajmujący się tematyką społeczną, polityczną i kryminalną. Autor podcastów z serii "Morderstwo (nie)doskonałe". Wydawca strony głównej naTemat.pl.
W piątkowy wieczór pojawił się pierwszy wpis na nowym koncie. Na nim zaproszenie na konwencję 3 lutego.
Administratorzy profilu "Polityka w sieci" zinterpretowali to jednoznacznie – taka najpewniej będzie nazwa nowej partii.
Najwyraźniej z tej nazwy zniknęło imię polityka i... wyszło UB. A ten skrót w Polsce nie może się kojarzyć inaczej, niż tylko z Urzędem Bezpieczeństwa w czasach PRL.
Dość przypomnieć, że gdy w Białymstoku powstawał Uniwersytet, było jasne, że nie może on nosić nazwy "Uniwersytet Białostocki" – stąd Uniwersytet w Białymstoku.
Anna Maria Żukowska z SLD zwróciła uwagę, jak ten skrót będzie odbierany.
Sam Robert Biedroń do tych spekulacji odniósł się krótko. Nie potwierdził, że "Umowa Biedronia" to nazwa jego partii. Raczej zasugerował, że będzie ona brzmieć inaczej, bo zapowiedział: "będziecie zaskoczeni".
– Jestem specjalistą od kruszenia szklanych sufitów. Gdziekolwiek startowałem, mówiono o mnie “dostanie 2 proc. i na tym to się skończy”. Dziś słyszę podobne głosy. Poza tym nie wierzę w wynik 11-12 proc., bo wiem, że potencjał jest o wiele większy – mówił były prezydent Słupska.