To on jako pierwszy dowiedział się o śmierci Pawła Adamowicza. Przez całą noc był w szpitalu. Wiedział znacznie wcześniej niż miliony Polaków, że stan prezydenta jest krytyczny. Ci jeszcze długie godziny mieli nadzieję, że jest "tylko" bardzo ciężki. Piotr Adamowicz, brat zmarłego prezydenta Gdańska, wspomina ostatnie godziny jego życia.
W mediach od blisko 20 lat, w naTemat pracuję od 2016 roku jako dziennikarz i wydawca
Napisz do mnie:
rafal.badowski@natemat.pl
– Nie – odpowiedział z bólem Piotr Adamowicz rozmowie z Piotrem Jaconiem w programie "Czarno na białym" w TVN24 na pytanie dziennikarza, czy zdążył pożegnać się z bratem.
Po godzinie 19 w niedzielę zadzwonił do niego Piotr Grzelak, wiceprezydent Gdańska, z pytaniem czy wie, że Pawła dźgnięto nożem. Potem był drugi telefon. Po nim Piotr Adamowicz powiedział żonie: jedziemy.
Dostali sygnał, że karetka jedzie do Uniwersyteckiego Centrum Klinicznego. Piotr Adamowicz pojechał z żoną właśnie tam.
– Nie wiedziałem, w jakim jest stanie, nie widziałem brata. W pewnym momencie przyszedł doktor. Nie wiedziałem, że jest tak źle. To była sinusoida, raz dostawaliśmy dobre, raz złe informacje. Najpierw zszywają serce, więc jest dobrze, bo serce zaczęło bić. Potem serce znów przestało bić. Więc jest źle – wspominał Piotr Adamowicz.
– Na pytanie o stan odpowiedzieli, że jest bardzo ciężki. Że przetoczyli mu około 20 litrów krwi – wspomina Piotr Adamowicz informacje około drugiej w nocy. – Były cztery rany: serca, przepony, jamy brzusznej i miejsca, którym Paweł musiał się bronić – dodał.
– Zapytałem o rokowania. Powiedzieli, że jeśli przeżyje do rana, to będzie cud i należy się o ten cud modlić. Pomyślałem, że jeżeli miałoby się wydarzyć..., to pogrzeb robimy w sobotę o 12 – relacjonował Piotr Adamowicz
– Brata widziałem w nocy. Poproszono najbliższą rodzinę, powiedzieli, że możemy podejść. Leży brat podpięty do różnego rodzaju rur, obok monitory. Nie chcę mówić o tym, jak wyglądał. Ksiądz udzielił ostatniego namaszczenia – wspominał brat prezydenta.
"Stan jest krytyczny"
– Poszedłem do szefa OIOM i poprosiłem o szczerą diagnozę. Lekarz powiedział, że w zasadzie stan jest krytyczny i rokowania są negatywne. To było o ósmej rano. W ich ocenie mózg raczej nie funkcjonuje. Zadzwoniłem do żony, by pojechała do rodziców. Powiedziałem rodzicom, że to może być kwestia godzin. Usiłowałem być delikatny w rozmowie z nimi. Nie chcę mówić, jak wyglądała rozmowa – wspominał Piotr Adamowicz. Po 14 lekarze podali, że Paweł Adamowicz zmarł.
– Należało pogodzić racje rodziny, Kościoła, to, czego chciał brat. Myślę, że się udało, były pewnego rodzaju zgrzyty. Sympatie polityczne moje i mojej rodziny są znane. Od początku było wiadomo, że nie chcemy, by pogrzeb był o charakterze państwowym – mówił Paweł Adamowicz w rozmowie z Piotrem Jaconiem.
"Jedno z najlepszych kazań Głódzia"
Brat prezydenta Gdańska odniósł się też do kazania arcybiskupa Sławoja Leszka Głódzia na pogrzebie. Duchowny w ostatnich dniach, jak pisał dziennikarz naTemat Tomasz Ławnicki, przeszedł swego rodzaju przemianę. Abp. Głódź był przy łóżku Pawła Adamowicza, modlił się wraz z jego bratem.
– Kazanie abpa Głódzia było jednym z jego najlepszych kazań. Mój brat, kiedy Głódź ciężko zachorował na raka, odwiedził go w szpitalu w Warszawie. Poza tym, kiedy zmarł jego brat, mój brat jako jeden z nielicznych zadzwonił. Abp Głódź potrafił to docenić. Przeszli z Pawłem na ty, mimo że często się nie zgadzali – ocenił Piotr Adamowicz.
Kim jest Piotr Adamowicz? Piotr Adamowicz, brat zmarłego prezydenta Gdańska, od końca lat 70. związany był z opozycją demokratyczną. Podczas strajków w stoczni zajmował się dystrybucją strajkowej prasy. W stanie wojennym był internowany.
Z zawodu jest dziennikarzem. Pracował jako korespondent Agence France Presse, współpracował z Reutersem i Deutsche Presse-Agentur, włoską ANSA i NBC. Do 1993 publikował w "Życiu Warszawy", następnie do 2010 w dzienniku "Rzeczpospolita".
Jest także doradcą społecznym Fundacji Centrum Solidarności i Europejskiego Centrum Solidarności. Był przedstawicielem części gdańskich opozycjonistów z lat 80. (Donalda Tuska, Lecha Wałęsy i Bogdana Borusewicza) w kontaktach z IPN-em.
W 2009 roku z rąk prezydenta Lecha Kaczyńskiego odebrał Krzyż Kawalerski Orderu Odrodzenia Polski. Sześć lat później otrzymał Krzyż Wolności i Solidarności.