Te taśmy pokazują jak w Polsce buduje się kapitalizm polityczny. Wiele polskich partii uwłaszczyło się na majątku publicznym na początku lat 90. Ale pozycję partii politycznej, w tym przypadku PiS, buduje się nie tylko na popularności wśród wyborców, głosach oddanych w wyborach, ale także na podwalinach ekonomicznych. Te taśmy pokazują jak powstaje imperium finansowe PiS – mówi w rozmowie z naTemat Jan Śpiewak, były kandydat na prezydenta Warszawy.
Po przegranym procesie z córką byłego ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ćwiąkalskiego zapowiedział pan, że wycofuje się z polityki. Może po wypłynięciu taśm prezesa Kaczyńskiego powinien pan to jeszcze przemyśleć? Wychodzi na to, że był pan w polityce skuteczny.
Jan Śpiewak: – Skoro Kaczyński wzywa (śmiech). Ale tak na serio, to oczywiście duża satysfakcja, bo pokazuje że byłem kandydatem na prezydenta Warszawy, którego realnie obawiały się zarówno PO jak i PiS. To faktycznie pokazuje też, że byliśmy skuteczni, że dużo spraw udało nam się załatwić nie będąc nawet u władzy. A czy wrócę do polityki? Muszę to jeszcze przemyśleć. Za wcześnie na podejmowanie takich decyzji.
Prezes PiS mówi na tych taśmach o "operacji Śpiewaka”, która doprowadziła do wstrzymania budowy "bliźniaków”. Na czym ona polegała?
To była jedyna operacja, na którą mogliśmy sobie pozwolić, czyli operacja medialna. Nagłaśnialiśmy po prostu kwestie tej budowy, zwracaliśmy uwagę na to, że jest to inicjatywa rodem z "bantustanu". W Europie nie mieściłoby się bowiem nikomu w głowie, by partie polityczne budowały swoją pozycję poprzez działalność deweloperską.
Ja oczywiście nie miałem żadnego wpływu na podejmowanie decyzji przez PiS, tylko zrobiłem to co mogłem zrobić jako obywatel. Podobnie postępowałem przy okazji innych skandalicznych działań czy decyzji rządzących, czyli głośno krzyczałem, że dzieją się rzeczy społecznie nieakceptowalne. W sprawie takich budów nie powinni decydować politycy, zawierający jakieś układy za zamkniętymi drzwiami, tylko mieszkańcy.
Kaczyński mówi o panu na taśmach jako o "synu ostrego żydowskiego profesora”.
Myślę, że ojciec bardziej uśmiechnie się jak przeczyta te słowa niż się zasmuci. Prezes PiS wspomniał też o moich dziadkach Annie Kamińskiej i Janie Śpiewaku. Ale mój tata znany jest z ostrych komentarzy, a ja to chyba trochę po nim odziedziczyłem. Podjęcie tematu wieżowców w kampanii wyborczej było niewygodne politycznie, ale myśmy się tym tematem zajmowali dużo wcześniej. Jako miejscy aktywiści patrzyliśmy na ręce władzy. Transakcje na rynku nieruchomości w Warszawie – nazwę to eufemistycznie – nie są bardzo często transparentne.
Pan patrzy na tą wielką politykę z dystansu. Pewnie wszystkiego jeszcze nie wiemy, ale jaką siłę rażenia, według pana, będą miały taśmy Kaczyńskiego?
Tam nie ma materiału do stawiania komukolwiek zarzutów prokuratorskich. Ale te taśmy mogą mieć wymiar obyczajowy. Podobnie jak taśmy z restauracji "Sowa i Przyjaciele”, to o czym mówili nagrani i jakiego używali języka - miało polityczne konsekwencje dla PO. Pytanie czy to się przebije do opinii publicznej?
Czy dowiedzieliśmy się czegoś nowego o mechanizmach rządzących polską polityką, stykiem polityki i biznesu?
Te taśmy pokazują jak w Polsce buduje się kapitalizm polityczny. Wiele polskich partii politycznych uwłaszczyło się na majątku publicznym na początku lat 90. Ale pozycję partii politycznej, w tym przypadku PiS, buduje się nie tylko na popularności wśród wyborców, głosach oddanych w wyborach, ale także na podwalinach ekonomicznych. Te taśmy pokazują jak powstaje imperium finansowe PiS.
Kaczyński próbuje je budować, ale - jak już wiemy - nie do końca mu wychodzi. Na szczęście nie mamy jeszcze do czynienia z wariantem węgierskim gdzie nastąpiła totalna oligarchizacja polityki. Takie próby są jednak podejmowane i powinniśmy podnosić larum. Inna sprawa jest taka, że polskie miasta nie mogą być deweloperskim eldorado. A dzieje się tak, bo mamy chaos przestrzenny, w którym łatwiej jest poruszać się "grubym rybom" i dokonywać na rynku nieruchomości różnych machinacji.