Tegoroczny budżet ECS jest uratowany, ale nie oznacza to, że skończył się konflikt wokół tej instytucji. Rząd PiS uparcie trzyma się stawianych zarzutów, a NSZZ "Solidarność" wyrzeka się wszelkich związków z centrum. Choć byłem przekonany, że ECS znam jak własną kieszeń, postanowiłem pójść tam jeszcze raz, by krok po kroku sprawdzić, czy prawda jest właśnie po stronie panów Glińskiego i Dudy.
Było kilka budzących kontrowersje debat nad kształtem muzeów, ale nigdy nie angażowali się w nie zwykli Polacy. Jak jest w przypadku Europejskiego Centrum Solidarności w Gdańsku, wszyscy wiemy. Gdy zarządzane przez wicepremiera Piotra Glińskiego Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego wycofało się z ustaleń ws. finansowania ECS na 2019 rok i odmówiło przelania 3 mln zł, w zbiórkach społecznych zebrano prawie dwa razy więcej.
Obóz "dobrej zmiany" potraktował to jako upokorzenie i przystąpił do tylko ostrzejszego ataku. Kiedy zabrakło już argumentów finansowych, w MKiDN wytoczono ciężkie zarzuty o przepisywanie historii na korzyć jednej grupy politycznej. A jeden z liderów pomorskiego Prawa i Sprawiedliwości Karol Guzikiewicz sięgnął po zwyczajny hejt i ECS okrzyknął "zapleczem PO, KOD, LGBT i SB".
Na tym nie koniec. Ostatnio do konfliktu wokół centrum włączył się współczesny NSZZ "Solidarność". "Patrząc na inne tego typu instytucje, jak np. wrocławskie Centrum Historii Zajezdnia czy Śląskie Centrum Wolności i Solidarności, gdzie mimo różnic udaje się łączyć, a nie dzielić, nie widzimy takiej woli w Gdańsku" – oznajmił Piotr Duda. I wycofał swoich ludzi z Rady ECS i Rady Historycznej ECS.
Czy Gliński i Duda mają rację? Sprawdziłem na własne oczy
Pomijając obelgi radnego Guzikiewicza, pozostali krytycy instytucji stworzonej przez śp. Pawła Adamowicza stawiają jej zarzuty sprawiające wrażenie merytorycznych. Mówią, że w ECS za mało jest historii Anny Walentynowicz i należy "oddać centrum wszystkim bohaterom". W Gdańsku mieli też zmarginalizować rolę Kościoła katolickiego w walce z komuną. Na koniec padają oskarżenia o uczynienie z ECS laurki tylko i wyłącznie dla Lecha Wałęsy.
Jak wspomniałem na początku, zaglądam do ECS dość często. Tutejsza biblioteka to nieocenione źródło wiedzy, przestrzeń publiczna z kilkoma knajpkami jest idealna na spotkania z rozmówcami do wywiadów, a dach daje nietypową panoramę Gdańska, którą doceni każdy, kto lubi fotografować. Poza tym, wizyta w ECS to obowiązkowy punkt, gdy znajomi wpadają zwiedzić Gdańsk.
Znając to miejsce bardzo dobrze zachodziłem w głowę, o co chodzi MKiDN, NSZZ "Solidarność" i politykom PiS. Postanowiłem więc odwiedzić ECS jeszcze raz, by zweryfikować stawiane temu miejscu zarzuty.
Potrzebny "dział dla Walentynowicz"
Zacznijmy od tematu Anny Walentynowicz. Gdy komisarz Gdańska Aleksandra Dulkiewicz ujawniła, że resort wicepremiera Glińskiego ma zakusy na przejęcie kontroli nad ECS, odpowiedziano, iż chodzi jedynie o zapewnienie odrębnego działu dla pamięci o legendarnej suwnicowej.
Problem w tym, że osobnych działów w ECS w zasadzie nikt nie ma. Wystawa stała podzielona jest na siedem sal, ale żadna z nich nie jest poświęcona tylko jednej osobie. Gdyby bardzo się uprzeć, można znaleźć dwa wyjątki. Pierwszym jest ten, iż otwierająca wystawę stałą Sala A od samego wejścia jest poświęcona... głównie Annie Walentynowicz. W przypadku drugiego wyjątku będzie lepiej, gdy opowiem o nim później.
Kim była Anna Walentynowicz i dlaczego odegrała istotną rolę w pierwszej "Solidarności"? Wchodzący na wystawę dowiadują się tego już na pierwszym kroku. Dosłownie! Po zeskanowaniu biletu wstępu i wejściu do Sali A o nazwie "Narodziny Solidarności", zastaje nas ten widok:
Tak, to właśnie TA suwnica. Sprzęt, na którym Anna Walentynowicz przepracowała w Stoczni Gdańskiej wiele lat. A kiedy na pięć miesięcy przed osiągnięciem wieku emerytalnego z tego miejsca pracy ją wyrzucono za działalność opozycyjną, w zakładzie wybuchł strajk, który zachwiał w posadach komuną.
Żeby była jasność: suwnica nie jest jedynym śladem po Walentynowicz. Jej historię opowiada tutaj prawie każdy multimedialny gadżet, a jest ich naprawdę sporo. Ba, pani Anna opowiada nam ją sama - na powtarzanych cyklicznie nagraniach z czasów strajku oraz późniejszych wspomnieniach. Sala A to naprawdę jej "dział'. Inaczej może twierdzić tylko ktoś, kto ECS na oczy nie widział.
"ECS dla wszystkich spadkobierców..."
"Naszym celem jest przywrócenie ECS wszystkim spadkobiercom idei 'Solidarności'" - tłumaczył swojej działania Piotr Gliński. Może zatem w gmachu przy Placu Solidarności zmarginalizowano innych bohaterów? O tym, iż takie sugestie są podszyte kłamstwem, przekonujemy się na samym wejściu do Sali B "Siła bezsilnych".
Motto tej części wystawy pochodzi z tytułu słynnego dzieła Václava Havla, ale to nie on nas wita. Jest natomiast spora grupa, w której dopiero po chwili w oczy rzuca się Lech Wałęsa. Tu na równi stoi on z Krzysztofem Wyszkowskim, Kazimierzem Świtoniem, czy... Anną Walentynowicz.
Patrząc na tę instalację od drugiej strony, widzimy m.in. dwie solidarnościowe "power couples". Pierwsi od lewej są Joanna Duda-Gwiazda i Andrzej Gwiazda. Bardzo młode twarze trochę dalej to Alina Pienkowska i Bogdan Borusewicz. Między tymi słynnymi parami widzimy Andrzeja Bulca oraz Marylę Płońską. Jak już pewnie zauważyliście, spora część tych nazwisk kojarzona jest współcześnie ze środowiskiem PiS.
Jednak stawiając kolejne kroki w ECS można zauważyć, że najważniejsi nie są tu wcale liderzy protestów z lat 70-tych i 80-tych. O tym, że to miejsce należy do "wszystkich spadkobierców idei 'Solidarności'", o wiele mocniej przekonujemy się przy licznych instalacjach poświęconych zwykłym ludziom.
Na pierwszy rzut oka można pomyśleć, że kurtka widoczna na poniższym zdjęciu należała do jakiejś gwiazdy rocka, która popierała walkę "Solidarności" z komuną. Nic bardziej mylnego. Jedną z najważniejszych "relikwii" w ECS jest ubranie, które 17 grudnia 1970 roku miał na sobie Ludwik Piernicki.
20-letni stoczniowiec z Gdyni został wtedy zamordowany przez służących komunistom milicjantów i żołnierzy. W kieszeni kurtki Ludwika znaleziono medalik i legitymację honorowego dawcy krwi z mottem "Oddanie krwi jest najwyższym czynem humanitarnym świadczącym o wielkiej solidarności społecznej"...
To centrum Lecha Wałęsy?
No to może chociaż rację mają ci, którzy twierdzą, że ECS to "muzeum Lecha Wałęsy"? Na początku wystawy raczej nie znajdziecie na to dowodów. Najwięcej uwagi przywódcy pierwszej "Solidarności" poświęcono chyba w Sali C "Solidarność i nadzieja", ale w drzwiach do niej wita nas przede wszystkim inny znany Lech.
Muszę przyznać, że choć tym razem wyjątkowo drobiazgowo starałem się zgłębić wystawę stałą ECS, to nie znalazłem żadnej wzmianki o Jarosławie Kaczyńskim. Natomiast informacji o wkładzie w upadek PRL Lecha Kaczyńskiego nie sposób przeoczyć. Także i na tym odcinku dowodów na manipulowanie historią więc nie ma. Obok Lechów Wałęsy i Kaczyńskiego istotną postacią w Sali C jest m.in. Andrzej Gwiazda.
Sporo tu także o sztuce i ówczesnej popkulturze. W opowieści "Solidarność i nadzieja" występują m.in. literacki noblista Czesław Miłosz, zdobywca Złotej Palmy w Cannes Andrzej Wajda, ale także - aktualny bard "dobrej zmiany" - Jan Pietrzak, który postawiony jest w jednym szeregu z gwiazdami Jarocina.
Brak "zaplecza SB"
Są jeszcze dwa poważne zarzuty formułowane pod adresem twórców ECS. Krytycy twierdzą, że trudno się w tym miejscu dowiedzieć o zasługach Kościoła, za to snuta opowieść gloryfikuje komunistycznych przywódców. Że to kłamstwa dowie się każdy, kto doszedł na drugie piętro centrum, gdzie znajdują się sale D, E, F i przejście do Sali G.
Pierwsza z nich nazywa się "Wojna ze społeczeństwem". Na wstępie zwiedzających wita tutaj osławione orędzie gen. Wojciecha Jaruzelskiego, jakie 13 grudnia 1981 roku przeraziło wszystkich, którzy nie spali do południa.
Dalej dowiadujemy się o tym, co spotkało tych, których nad ranem aresztowano lub internowano. Jest też instalacja opowiadająca o walce solidarnościowych adwokatów, w tym m.in. Jana Olszewskiego - jednego z największych autorytetów w obozie braci Kaczyńskich:
Sala D to jednak kolejna w ECS opowieść skupiona nie tylko na pojedynczych bohaterach, ale przede wszystkim na tym, co przechodziło całe społeczeństwo. Właśnie w tym kontekście najlepiej pasowałoby wspomnieć o nieocenionej wówczas roli Kościoła, prawda? I właśnie tak uczyniono w Gdańsku.
W tym miejscu poznajemy kapelana "Solidarności" bł. ks. Jerzego Popiełuszkę. A nieco dalej dowiadujemy się, jak siłę do oporu wobec komunistycznego reżimu Polacy czerpali dzięki Janowi Pawłowi II. Jego pielgrzymkom poświęconych jest właściwie kilka punktów.
Duch PiS jest tu... wszędzie
Ostatnia szansa na znalezienie jakiegoś dowodu obciążającego ECS jest w Sali E, która opowiada o Okrągłym Stole i późniejszych pierwszych częściowo wolnych wyborach parlamentarnych. Jednak nie ma tu pochwał dla komunistów. Zwiedzający dowiadują się raczej o tym, że rządzący PRL-em dogadali się z opozycją, bo nie potrafili opanować pogłębiającego się kryzysu.
Gdy mowa o 4 czerwca 1989 roku, dominuje postać pierwszego niekomunistycznego premiera Tadeusza Mazowieckiego...
Wystarczy przejść trochę dalej, by znaleźć tu wspomnienia po takich - promowanych osobiście przez Lecha Wałęsę - kandydatach do Sejmu i Senatu, jak Zbigniew Romaszewski i Krzysztof Putra. Wybrałem te dwie perełki, ale w Sali E podobnych jest mnóstwo.
Naprawdę, ostatnia szansa na przyczepienie się była w sali poświęconej Okrągłemu Stołowi. Kolejne części wystawy stałej ECS całkowicie zawiodą poszukiwaczy dowodów na to, że ktoś tu przepisał historię pod Lecha Wałęsę, a bohaterów związanych dziś z prawicą marginalizuje.
Opowieść z Sali F "Triumf wolności" dotyczy już europejskich i globalnych następstw upadku komunizmu w Polsce. Widzimy tu Bałtycki Łańcuch z Litwy, Łotwy i Estonii, obserwujemy upadek muru berlińskiego, spotykamy Václava Havla w roli pierwszego niekomunistycznego prezydenta Czechosłowacji i dowiadujemy się, że powstała wolna Ukraina.
"Triumf wolności" jest także miejscem, gdzie do historii "Solidarności" można dopisać coś od siebie. Widoczny powyżej napis tworzą setki tysięcy karteczek, na których goście ECS zostawiają podziękowania, życzenia lub jakieś krótkie przesłanie.
Odkryć sens solidarności
Na koniec obiecana historia o drugim wyjątku od reguły, że w ECS nikt nie ma swoich "działów". Obok Anny Walentynowicz taki zaszczyt przypadł patronowi Sali G "Kultura pokojowych przemian".
Nosi ona imię św. Jana Pawła II, ale nie opowiada tylko i wyłącznie o papieżu-Polaku. Wspomniani są tam również Matka Teresa, Martin Luther King, Mahatma Gandhi, Nelson Mandela, czy Andriej Sacharow.
"Spojrzeć w oczy drugiego człowieka i zobaczyć w nich nadzieję oraz niepokoje brata czy siostry - to odkryć sens solidarności" - ten cytat z Jana Pawła II dominuje nad salą, którą goście centrum odwiedzają na samym końcu. Jak pokazują ostatnie wydarzenia wokół ECS, niestety nie wszyscy chcą tę prostą prawdę pojąć.