Z zeznań Gerarda Birgfellnera wynika, że Austriak nie pamięta dokładnie okoliczności nagrania rozmów ws. budowy wieżowców przez spółkę Srebrna. Biznesmen nie wie precyzyjnie, ile nagrał i… co nagrał – dowiedziała się nieoficjalnie Polska Agencja Prasowa.
Biznesmen, choć miał w trakcie przesłuchania przyznać, że nagrywał, nie pamiętał szczegółów tego "procederu". Według PAP miał zeznać, że nie pamięta, kiedy nagrywał, na jakim sprzęcie rejestrował rozmowy i gdzie znajdują się same oryginały nagrań. Miał też powiedzieć, że "nie wiele ile nagrał, i co".
Według rozmówcy PAP, który jest osobą zbliżoną do postępowania, Austriak "pomija istotne fakty, które pozwoliłyby zweryfikować wiarygodność jego zeznań". Ponieważ do prokuratury nie dostarczono oryginałów nagrań, nie można zweryfikować ich wiarygodności.
Rzecznik Prokuratury Okręgowej w Warszawie Łukasz Łapczyński przyznał, że biznesmen przyniósł nośnik z nagraniami dopiero na drugie przesłuchanie po wyraźnym żądaniu prokuratora. A i tak były to kopie.
– Na pierwsze przesłuchanie nagrania nie zostały dostarczone. Nośnik z nagraniami został dostarczony dopiero w środę na wyraźne zobowiązanie prokuratora. Nie są to oryginały, ale jakieś kopie. Trudno powiedzieć na tym etapie postępowania co to jest – powiedział rzecznik Łapczyński.
Austriak jest wzywany w związku z zawiadomieniem o podejrzeniu popełnienia przestępstwa przez Kaczyńskiego, które pod koniec stycznia złożył w prokuraturze mec. Dubois. Miało dojść do popełnienia przestępstwa na kwotę kilku mln zł. To pieniądze, których Birgfellner nie uzyskał za swoją pracę dla Srebrnej. Kulisy tych negocjacji ujawniły tzw. taśmy Kaczyńskiego.