Prezes PiS oficjalnie w Sejmie jest – wiadomo – tylko szeregowym posłem. Mimo to przy wjeździe na teren parlamentu nie musi wjeżdżać bagażnika jak każdy inny poseł, a do sejmowych kuluarów wchodzi z własną ochroną – podaje "Rzeczpospolita". A opozycja retorycznie pyta: skąd te względy?
Wszystko zaczęło się w lipcu ubiegłego roku, kiedy posłowie Joanna Schmidt, Joanna Scheuring-Wielgus oraz Ryszard Petru (obecnie z partii Teraz!) wwieźli do Sejmu w bagażniku dwóch Obywateli RP.
Od tamtego czasu straż marszałkowska kontroluje bagażniki poselskich aut. Wyjątek dotyczy oczywiście prezesa PiS. – Bagażnika nie musi otwierać kierowca Jarosława Kaczyńskiego – mówią informatorzy "Rz".
A straż marszałkowska restrykcyjnie podchodzi do przepisów. Niedawno posłanka PO Marzena Okła-Drewnowicz opowiadała, jak została nagrana przez strażników, bo nie zgodziła się na otwarcie bagażnika.
Podobnie na działania strażników utyskiwał wicemarszałek Senatu Bogdan Borusewicz z PO. Mówił, że zaglądano mu do bagażnika, choć jest wożony służbowym senackim samochodem.
– Z moich obserwacji wynika, że nie są sprawdzane bagażniki w sejmowych samochodach przysługujących klubom poselskich. Jednak prezes PiS nie jeździ samochodem klubowym, lecz partyjnym – mówił Krzysztof Brejza z PO.
Pytane przez dziennik Centrum Informacyjne Sejmu nie skomentowało przywilejów dla prezesa PiS. Co ciekawe, jest ich jednak więcej. Już w 2017 roku Sławomir Nitras z PO nagrał w sejmowych kuluarach Wojciecha Grabowskiego, czyli ochroniarza Kaczyńskiego z firmy Grom Group.
Okazało się, że ma "przepustkę zezwalającą m.in. na wstęp do kuluarów". Rzecz w tym, że zarządzenie marszałka regulujące wstęp do Sejmu nie zakłada takiej możliwości. Warto dodać, że Kaczyński był też przyłapany na wejściu do Sejmu wejściem przynależnym marszałkowi.
Bez żadnego trybu
Podwójne standardy w Sejmie zostały mocno wyeksponowane także w lipcu półtora roku temu. To wtedy wściekły prezes PiS wszedł na mównicę "bez żadnego trybu", a marszałek Kuchciński nie śmiał mu przerwać.
– Nie wycierajcie swoich mord zdradzieckich nazwiskiem mojego brata. To wy go zabiliście! – grzmiał Kaczyński z sejmowej mównicy. Spędził tam dokładnie 22 sekundy, a gdyby stosowano wobec niego takie same standardy, jak wobec innych posłów, mógłby nawet wylecieć z sali.