Lech Wałęsa broni oskarżanego o współpracę z SB księdza Henryka Jankowskiego. Były prezydent napisał w poście na Facebooku, że nie do wyobrażenia byłoby zwycięstwo "Solidarności" czy pozycja jego samego jako lidera "S" bez fizycznego udziału księdza Jankowskiego.
W mediach od blisko 20 lat, w naTemat pracuję od 2016 roku jako dziennikarz i wydawca
Napisz do mnie:
rafal.badowski@natemat.pl
"To, co słyszę dziś na temat zachowań ks. Jankowskiego jest nieprawdopodobne i nie jestem w stanie w to uwierzyć. Wiele wiele lat byłem w pobliżu i nic podobnego nie widziałem" – napisał Lech Wałęsa na Facebooku. Jak dodał, nikt za życia ks. Jankowskiego nie poinformował go i nie zgłosił podobnych uwag. "Był moim przyjacielem i tak pozostanie. Tylko Pan Bóg może to wyjaśnić i osądzić" – podsumował były prezydent.
– Jestem tego pewien i mam dowody – tak wicemarszałek Senatu odpowiedział na pytanie o to, czy Henryk Jankowski był agentem SB. Borusewicz opowiedział między innymi o sytuacji, gdy w 1986 roku wyszedł z więzienia. Poszedł do znajomej z księgarni, która była wcześniej u księdza Jankowskiego. Kobieta prosiła księdza o leki i jedzenie dla Borusewicza. Zaraz po tej wizycie Służba Bezpieczeństwa zaczęła ją śledzić.
– Afiszował się z tym, jak pomaga podziemnej "Solidarności", a jednocześnie donosił SB na mnie i innych. Jak człowiek jest amoralny w jednej sferze, to zazwyczaj także w innej – mówił Bogdan Borusewicz Wyborczej.