
Organizatorzy Igrzysk Olimpijskich w Londynie spętani ograniczeniami marketingowymi, przeprowadzą dochodzenie w sprawie prezerwatyw znalezionych u rowerzystki. Znalezisko nie pochodziło od oficjalnego sponsora.
REKLAMA
Sportsmenka biorąca udział w zawodach BMXowych z Australii nieopatrznie przekroczyła niebezpieczną linię. Caroline Buchanan aktywnie opisuje na Twitterze swoją londyńską przygodę, dlatego nie omieszkała też przesłać zdjęcia kubełka prezerwatyw.
Napisała: "Haha plotki były prawdziwe! Wioska olimpijska", nawiązując do pojawiających się przed Igrzyskami informacji o ogromnej liczbie prezerwatyw, które dostali sportowcy i do ich rozwiązłości w wiosce. Przy kubełku ktoś zostawił kartkę z napisem "kangurowe kondomy, dla gruczołu na dole" (gra słów; "gland downunder" brzmi jak "land down under", czyli potoczna nazwa Australii – jak w piosence Men at Work "Down Under").
Przeczytaj też: Seks w wiosce olimpijskiej: "Jestem singlem, nie mogę się już doczekać igrzysk w Londynie"
Problem jednak w tym, że prezerwatywy w koszyku nie pochodziły od Durexa, ale od Ansell oraz Pasante – australijskiego i brytyjskiego konkurenta oficjalnego sponsora zawodów.
Rzeczniczka organizatora Igrzysk powiadomiła, że przyjrzą się sprawie, bo choć sportowcy mogą wnosić produkty na swój własny użytek, to na terenie wioski olimpijskiej nie można rozpowszechniać produktów firm, które nie są oficjalnymi organizatorami.
Guardian, który przyjrzał się sprawie, zapytał również przedstawicieli firm Ansell i Pasante. Twierdzą, że nie mają nic wspólnego z tym karygodnym zdarzeniem.
