Od września 2021 roku wszystkie nowe samochody będą musiały być wyposażone w automatyczny ogranicznik prędkości. Czy kierowcy mają powody do obaw?
Od września 2021 roku wszystkie nowe samochody będą musiały być wyposażone w automatyczny ogranicznik prędkości. Czy kierowcy mają powody do obaw? Fot. Grzegorz Celejewski / Agencja Gazeta

Już za dwa lata nie uda się kupić w salonie nowego auta, w którym nie będzie automatycznego ogranicznika prędkości. Kierowcy już dziś deklarują, że nie kupią nowego samochodu i nie pozwolą na to, żeby elektroniczne systemy decydowały o tym, z jaką prędkością prowadzą pojazd. Czy rzeczywiście jest się czego bać?

REKLAMA
Gdy w latach 70. kupowało się w salonie "dużego fiata", opcją było zewnętrzne lusterko. Lewe, prawe było opcją w Cinquecento kilkanaście lat później. Dziś to śmieszy, a samochody są tak bogato wyposażane, że listy możliwych dodatków nie da się wymówić jednym tchem. Niektóre zaczynają kierowców przerażać. Jednym z takich jest automatyczny ogranicznik prędkości.
Od września 2021 roku każdy pojazd opuszczający salon będzie musiał być wyposażony w ten system. Fora motoryzacyjne aż kipią od deklaracji posiadaczy pojazdów, że nie pozwolą elektronicznym gadżetom decydować o tym, z jaką się jedzie prędkością. Jedni przekonują, że to odbierze frajdę z prowadzenia auta, inni, że taki system jest niebezpieczny.
I rzeczywiście, bez problemu można sobie wyobrazić sytuację, gdy na zwykłej drodze krajowej (po jednym pasie ruchu w każdą stronę) próbujemy wyprzedzić trzy tiry jadące w układzie "pociąg" (czyli jeden za drugim), a elektroniczny układ sam, bez naszej wiedzy i zgody ogranicza prędkość samochodu podczas manewru. To jednak czarny scenariusz.
Bo tak naprawdę systemy są pakowane do samochodów już od pewnego czasu i jeszcze nie przejęły kontroli nad naszymi samochodami. W większości samochodów pojawia się kolorowe ostrzeżenie gdzieś na desce rozdzielczej o przekroczeniu prędkości. Niekiedy ostrzeżeniu na desce towarzyszy sygnał dźwiękowy. I tyle. No, prawie...
W niektórych modelach - przy czym warto podkreślić, że raczej tych z wyższej półki - system działa tak, że pedał gazu zaczyna stawiać opór lub "kopać" stopę kierowcy, niczym system ABS w pedał hamulca. Auto jednak dalej sunie z zadaną przez prowadzącego prędkością, tyle tylko, że czyni to jakby mniej komfortowo, zwracając uwagę kierowcy na to, że przekracza prędkość.
Nikt jednak na razie nie forsuje rozwiązania, w którym elektronika całkowicie przejmie kontrolę nad pojazdem. Takie rozwiązania dostępne będą raczej dopiero wówczas, gdy na drogach masowo pojawią się pojazdy autonomiczne. We wrześniu 2021 roku taka wizja jeszcze się nie spełni.
Ważną informacją może też być to, że system w każdej chwili będzie można wyłączyć. Przy każdym uruchomieniu samochodu automatyczny ogranicznik prędkości będzie się tak samo aktywował jak dajmy na to coraz bardziej popularny system start-stop. Żeby go zdezaktywować, trzeba będzie najprawdopodobniej nacisnąć specjalny przycisk.
A skąd w ogóle samochód będzie "wiedział", z jaką prędkością można się poruszać na danym odcinku drogi? Sposobów jest kilka, od danych GPS i uaktualnianych przez zarządcę drogi, po system rozpoznający znaki drogowe. I tu, jak dowodzi serwis auto-świat.pl może być największy problem z systemem.
O ile bowiem w Niemczech drogi są dobrze oznakowane i nie powinno być problemów z tym, by czujnik rozpoznawał informacje spływające ze znaków drogowych, o tyle na południu Europy, we Włoszech czy w Grecji może być z tym problem. To jeszcze jeden powód, dla którego na razie samochody nie będą same decydowały zamiast kierowcy o prędkości.