
Porwanie małej Amelki i jej mamy wstrząsnęło Polską. Wszystko skończyło się szczęśliwe, jednak pojawiają się doniesienia, że kobieta wraz z córką wsiadła do samochodu dobrowolnie. Jak było naprawdę? Policja raczej nie ma wątpliwości.
REKLAMA
3-letnia Amelka i jej 25-letnia matka Natalia, które zostały uprowadzone w Białymstoku, w piątek zostały odnalezione przez policję. Dziewczynka i kobieta są całe i zdrowe, a wśród dwóch zatrzymanych jest ojciec dziecka.
Jednak emocje, które ogarnęły całą Polskę, wcale nie opadają. To z powodu spekulacji, że porwanie... wcale nie było porwaniem. To, że kobieta dobrowolnie wsiadła do auta, zasugerował mediator Marek Makara. – Matka nie została wciągnięta do samochodu, sprawcy nie mieli żadnych kominiarek. Sytuacja została nagrana przez jednego z kierowców autobusu miejskiego – mówił w TVP Info.
Makara stwierdził również, że ojciec dziecka "nigdy nie stosował przemocy psychicznej ani fizycznej na matce dzieci". – Jest to historia zmyślona przez prababcię dziecka – zasugerował. Mediator powiedział również, że dwa lata temu Amelka została uprowadzona z Niemiec przez matkę i babcię, a teraz ojciec chciał pojechać z córką z powrotem za zachodnią granicę.
Jednak policja nie ma wątpliwości, że doszło do uprowadzenia rodzicielskiego. - Dotarliśmy do wielu osób, wiele sygnałów sprawdzaliśmy. O wszystkich mówić nie mogę, ale rzeczywiście wszystko wskazuje na to, że wcześniej ojciec planował takie uprowadzenie, próbując angażować w to różne osoby – powiedział rzecznik Komendy Głównej Policji, insp. Mariusz Ciarka. – Mówię tutaj o porwaniu czy też odebraniu siłowym bez wiedzy czy zgody matki Amelki – dodał.
Z kolei RMF FM podało nieoficjalnie, że 25-letnia kobieta została w piątek przesłuchana przez białostocką prokuraturę. Śledczym powiedziała, że wraz z córką została uprowadzona, a porywacze kazali jej w razie czego mówić policjantom, że do samochodu wsiadła dobrowolnie.
