Strajkują już drugi tydzień, wciąż w bojowych nastrojach, choć nie brak też zdołowania i rezygnacji. Końca strajku nie widać i woli rządu do ustępstw też nie. Wiadomo, że za czas strajku nauczyciele nie dostaną pensji, chyba że samorządy zdecydują inaczej. W tym wszystkim szczególny wydaje się los nauczycielskich małżeństw i samotnych nauczycieli. W maju wielu z nich może zostać bez środków do życia. Koledzy nazywają ich bohaterami.
"W mojej szkole też strajkują pary. Jestem z nich bardzo, bardzo dumna" – na facebookowym profilu grupy Ja Nauczyciel mnóstwo jest takich wpisów. Jeden z członków grupy zadał pytanie, czy dużo jest tu strajkujących małżeństw. Odpowiedziało mu jedno wielkie "tak".
"Ja i mąż w jednej szkole", "Ja w średniej, mąż w podstawówce", "Ja z mężem też. Oprócz nas jeszcze 2 małżeństwa" – jest tu ponad 300 podobnych wpisów z całej Polski. Oprócz nich ogromne słowa wsparcia. "My mamy w szkole trzy strajkujące małżeństwa. Są dla nas bohaterami!", "W szkole moich dzieci strajkuje małżeństwo. Jestem z Nich ogromne dumna" – piszą członkowie grupy.
"Są dla nas wyjątkowi"
W szkole Aleksandry Lak w Mikołowie są trzy strajkujące małżeństwa. – Nie wahały się czy przystąpić do strajku. Mają poparcie wśród swoich rodzin. Mówią, że są sprawy ważniejsze niż pieniądze. Że dwa lata temu też strajkowali, nie zgadzali się na deformę edukacji, lecz nikt ich nie wysłuchał. Mają też wielkie wsparcie z naszej strony. Zapewnienie, że są dla nas (reszty grona) wyjątkowi – mówi naTemat.
Ale przyznaje, że po tygodniu strajku jedno z małżeństw, które ma dwójkę małych dzieci powoli zaczyna się zastanawiać co dalej. – Jednak jakby nie patrzeć oboje są odcięci od wynagrodzenia. Będziemy ich wspierali dalej jak tylko możemy – mówi.
Wszyscy biorący udział w strajku, ryzykowali utratę wynagrodzenia. Ale w przypadku małżeństw szczególnie widać jak bardzo musieli być zdeterminowani. I nie tylko ich.
– Mamy takie małżeństwa. W każdej gminie je znajdziemy. Mają dzieci. W maju nie będą mieli dwóch pensji – podsumowuje brutalnie Anna Kowalczyk, prezes oddziału ZNP w Sieradzu.
"Jeszcze gorsza jest sytuacja administracji i obsługi"
Gdy rozmawiamy, akurat jest w jednej ze strajkujących szkół. Słyszę, jak jedna z nauczycielek zwraca uwagę, że przecież nie tylko małżeństwa strajkujące mogą mieć w maju trudną sytuację.
– Obok mnie jest pani, która ma jedną pensję i też w maju będzie bez środków do życia. Ja również jestem samotna, strajkuję i też nie będę miała w maju z czego żyć. Takich przypadków jest mnóstwo. To są samotni rodzice, osoby samotne, które nie mają dzieci. To są małżeństwa nauczycieli, ale też rodziny, w których jest trudna sytuacja wywołana np. chorobą, tym że mąż lub żona nie pracuje – wymienia w rozmowie z naTemat Anna Kowalczyk.
Ale nie chodzi tylko o nauczycieli. – Jeszcze gorsza jest sytuacja administracji i obsługi. To są osoby, które zarabiają jeszcze mniej niż nauczyciele i oni w tej chwili są w bardzo trudnej sytuacji. To osoby samotne lub takie, które mają już swoje lata. Mamy np. samotne sekretarki z dzieckiem. To jest naprawdę jest rozpacz – wymienia Urszula Kruczek, prezes ZNP w Świebodzicach, rodzinnym mieście minister Anny Zalewskiej.
Tu również są małżeństwa. – Na przykład żona jest sprzątaczką, a mąż jest konserwatorem. Mam też małżeństwo, gdzie pani jest księgową, a mąż konserwatorem. Nauczycielskich małżeństw na pewno mamy trzy. Ale one nie chcą mówić o swojej biedzie, pożyczkach. Odczuwają wstyd. Nie chcą mówić o kredytach, które spłacają – słyszę.
"Mniszek lekarski będziemy jedli"
Strajkujący cały czas rozmawiają o tym, jak to będzie w maju. Anna Kowalczyk opowiada, że cały czas mają z tyłu głowy, że tych pensji raczej nie będzie. I to psuje im nastroje w czasie strajku. – Martwimy się, cały czas zastanawiamy się, jak to będzie w maju. Ja żartuję, że mniszek lekarski będziemy jedli. Podpowiadam ludziom, żeby w takiej sytuacji występowali do dyrektora szkoły, do funduszu świadczeń socjalnych, o zapomogę, jeśli nie dadzą sobie rady. Tam, gdzie będzie najtragiczniejsza sytuacja, tam gdzie się da, będziemy starali się gasić ogień. Będziemy pomagać, zapraszać na obiady – mówi.
Liczą na Fundusz Strajkowy, na który pieniądze dla strajkujących nauczycieli wpłacają osoby z zewnątrz. Anna Kowalczyk ma jeszcze jeden pomysł.
– Są nauczyciele, którzy chętnie deklarują, że popierają strajk, ale nie mogą strajkować z różnych przyczyn, albo ich placówka nie przystąpiła do strajku. To może niech dołożą się do wynagrodzeń osób strajkujących? Bo w końcu strajkujemy nie tylko w naszym imieniu, ale o pieniądze dla wszystkich – mówi.
Tu apel kieruje m.in. do katechetów i kadry kierowniczej: – Kadra kierownicza bardzo nie przyłącza się do strajku. Bo o ile dyrektor nie może strajkować, to wicedyrektorzy mogą. Dlaczego się nie dołożą? Wtedy będziemy mogli strajkować dalej. I nie martwić się o to, co będzie dalej.
– Gdybyśmy zarabiali godnie, to mielibyśmy odłożone pieniądze. A gdybyśmy zarabiali godnie, to nie byłoby strajku. Koło się zamyka. Bardzo często pojawia się w rozmowach informacja, że rząd chce nas wziąć głodem. Bo nie będziemy mieli co jeść.
"Jakoś damy radę"
Ci w najgorszej sytuacji szczególnie wzbudzają podziw wśród strajkujących kolegów. Nawet jeśli do strajku przyłączyli się tylko na dzień, dwa.
– Na przykład w przedszkolach, gdzie zarabiają jeszcze mniej. Strajkują, ale potem przychodzą i mówią, że po prostu ich nie stać, by dłużej strajkować, bo ich pensja kwietniowa zostanie pomniejszona o dni strajku. A dla nich każda złotówka jest ważna. Dla nich to poważny problem – mówi Urszula Kruczek.
Anna Kowalczyk: – Jakoś damy radę. Nastroje są bojowe. Jedna z naszych koleżanek, osoba samotna, mówi, że będzie strajkowała do końca. Dopóki strajk będzie się utrzymywał, ona będzie strajkowała. Na razie nie zastanawia się, z czego będzie żyła.
Reklama.
Anna Kowalczyk
ZNP Sieradz
Niektóre organy prowadzące już solidnie zaczynają nam wyliczać, ile stracimy. Myślę, że bardziej ku zastraszeniu nas niż bardziej ku pokrzepieniu. Ale mamy organ prowadzący, gminę Wróblew, gdzie wójt powiedział, że zapłaci za strajk. I tam mamy przynajmniej jedną rodzinę, dwoje nauczycieli, i oni dzięki wójtowi będą mieli z czego żyć. Ale w innych gminach nie.