
Na uwagę zasługuje też przekonująca gra aktorska - odtwórcy głównych ról przez te wszystkie sezony naprawdę się wyrobili.
Przedostatni odcinek nie opiera się wyłącznie na paleniu miasta przez Danerys na smoku à la Godzilla (choć z siłą ognia to chyba trochę przesadzono). Doczekaliśmy się wreszcie Cleganebowl, jak ochrzcili to fani, czyli bratobójczego pojedynku pomiędzy Ogarem a Górą. Szkoda, że nie rozliczyli się na pełnoprawnej arenie.
Kameralnych scen z dramatycznymi zwrotami akcji rzecz jasna również nie zabrakło. Ginie w nich kilka istotnych postaci, co jest charakterystyczne dla tego uniwersum, ale w tym odcinku śmierć sprawia wrażenie pospiesznych zabiegów w przypadkowych okolicznościach w celu dopięcia wątków (vide Varys, Qyburn). Z kolei czołowi bohaterowie są "nieśmiertelni". Nie milką więc echa narzekań na jakość 8. sezonu.
Wybijanie pierwszo- i drugoplanowych bohaterów wiąże się często z dziurami w scenariuszu. I nie chodzi tu o drobne wpadki, ale całe linie fabularne. Pytań dotyczących sensu niektórych wątków, które ciągnęły się przez kilka sezonów, jest od groma. A został tylko jeden odcinek.
Zdania są podzielone. Tym samym "Gra o tron" może powtórzyć casus "Zagubionych", czyli serialu pełnego niewyjaśnionych tajemnic scenariuszowych. A może autorzy celowo zostawiają luki, by odbiorca mógł użyć wyobraźni?
Niekonsekwentny scenariusz to jedno. Widzowie wyrzucają twórcom zepsucie ich ulubionych postaci. Mnóstwo uwag tyczy się Jaimego Lannistera, który przez lata przechodził rewolucyjną przemianę, by teraz nagle wszystko poszło na marne.
Czytając opinie internautów nie można również nie zauważyć ubolewania nad bezsensowną furią Danerys, która z wyzwolicielki niewolników stała się rzeźnikiem cywili. Uważni widzowie jednak tego się spodziewali - o przesłankach stojących za przeobrażeniem Królowej Smoków w Szaloną Królową pisała Ola Gersz. Teraz już wiemy, że we wcześniejszej wizji owej bohaterki wcale nie padał śnieg, a... popiół.