Wiceszef PO Borys Budka ostro mówił w Sejmie o Stanisławie Piotrowiczu z PiS, który kilkanaście lat temu był przełożonym śledczego prowadzącego bulwersującą sprawę ks. Michała M. z Tylawy. I wiele wskazuje na to, że parlamentarzysta opozycji poniesie tego konsekwencje.
W mediach od blisko 20 lat, w naTemat pracuję od 2016 roku jako dziennikarz i wydawca
Napisz do mnie:
rafal.badowski@natemat.pl
– W waszych szeregach jest osoba, która usprawiedliwiała pedofila z Tylawy. W waszych szeregach jest osoba, która broniła tego typu zachowań – mówił Borys Budka w Sejmie. Ksiądz z Tylawy został skazany za molestowanie sześciu dziewczynek. Wcześniej jednak prokuratura w Krośnie umorzyła sprawę, a Stanisław Piotrowicz decyzję swoich podwładnych tłumaczył m.in. w ten sposób, że całowanie się z księdzem było "dawaniem ciumka".
Prowadzący obrady Marek Kuchciński szybko przerwał posłowi PO. I zapowiedział, że zgłosi sprawę wystąpienia Budki do komisji etyki poselskiej. Wtedy jednak na mównicę wszedł Piotrowicz. – W jakim trybie? – pytała opozycja. – Sprostowania – odpowiedział Piotrowicz. Jednak wtedy w sukurs przyszedł mu pisowski marszałek Sejmu. – Może pan wystąpić z wnioskiem formalnym – poradził.
Piotrowicz przedstawił zgoła inną wersję wydarzeń z Tylawy. Co ciekawe, poczuł się do tego zobligowany, choć Budka nie wymienił go z nazwiska. Wspomniał tylko w kierunku PiS, że "mają w swoich szeregach obrońcę pedofila z Tylawy".
– Nadużyciem jest przypisywanie mi sformułowań, które nie są mojego autorstwa – stwierdził szef sejmowej komisji sprawiedliwości. Były prokurator z czasów PRL, a dziś poseł PiS zapewnił, że nie prowadził śledztwa w sprawie księdza z Tylawy, który ostatecznie został skazany za pedofilię.
Stanisława Piotrowicza zapytano tuż po tym zdarzeniu o film Tomasza Sekielskiego. Polityk PiS odparł, że dokumentu "nie widział i nie zamierza oglądać". – Nie mam na to czasu i ochoty – tłumaczył dziennikarzowi TVN24 Radomirowi Witowi.