
W więzieniu tylko trzy osoby wiedziały, za co tak naprawdę siedzi ks. Dariusz Olejniczak – dyrektor więzienia, kapelan i psycholożka. "Gazeta Wyborcza" dotarła do bliskich i znajomych duchownego, który był skazany za molestowanie 7-letnich dziewczynek. Z ich opinii wynika, że wydalenie księdza ze stanu duchownego wcale nie jest pewne.
W więzieniu zrobiono wszystko, aby współosadzeni nie wiedzieli, za co ks. Dariusz Olejniczak odbywa karę. Ba, nikt nie wiedział, że jest on duchownym. Wtajemniczone były jedynie trzy osoby. Owszem, chodził do więziennej kaplicy odprawiać w samotności msze, ale mówił, że pomaga kapelanowi.
– O rzekomym molestowaniu dziewczynek dowiedzieliśmy się, kiedy był już w więzieniu. Mówiło się, że został wrobiony. Tak mówił jego adwokat i przedstawiciele Kościoła – mówi "Wyborczej" Marcin Bójko, przyjaciel ze wspólnoty neokatechumenalnej w Warszawie.
Znajomy skazanego duchownego, ks. Sławomir Abramowski, proboszcz parafii na warszawskim Bemowie, bierze w obronę ks. Olejniczaka.
Popełnił błąd, nie przestrzegając zakazu. To były rekolekcje dla całej parafii. Pewnie dopiero na miejscu okazało się, że trzeba jeszcze jakąś "krótką naukę do dzieci" wygłosić. Pedofilii nie bronię. Bronię tylko tego księdza, w mojej opinii niesłusznie napiętnowanego przez filmowców jako "twarz polskiej pedofilii". Jak się ma jego ukarana już wina do grzechów ludzi, którzy popełnili niewyobrażalne zło, w dodatku współpracowników SB, takich jak ksiądz Cybula?
Złożony do Watykanu wniosek wcale nie oznacza, że ks. Dariusz Olejniczak przestanie być księdzem. – Wcześniej mówił, że opuszczenie kapłaństwa byłoby dla niego tragedią – mówi jeden z przyjaciół duchownego, który rozmawiał z ks. Dariuszem już po premierze filmu.
