
Jej twarz i głos zna praktycznie każdy, chociaż ona sama unika czerwonych dywanów. Od ponad czterech dekad gra w filmie i teatrze, nie unika też telewizji. Jest jedną z najciekawszych polskich aktorek, a w "Weselu" Smarzowskiego zachwycała, bawiła i przerażała. Teraz wciela się w Krystynę Pawłowicz w "Polityce" Patryka Vegi i może być o niej bardzo głośno.
REKLAMA
"Kolejny reżyser po panach Sekielskich, tym razem Patryk Vega od 'mocnych' filmów obyczajowych, za pośrednictwem Onetu już straszy, że przed wyborami we wrześniu pokaże film. Swoją 'prawdę o politykach'. Byśmy widzieli na kogo głosować, a na kogo nie. Film na 'ustawić' wynik wyborów" – "pojechała" po autorze "Kobiet mafii" Krystyna Pawłowicz na Twitterze. Vega szybko odpowiedział – wrzucił na Instagram fragment swojego filmu... z posłanką PiS.
– To jest wasz koniec! Koniec bezczelnych zdrajców, niemieckich szmat, piątych kolumn i totalistów! Wyznawców kulturowej płci, erotomanów, seksualnych patologii i politycznej poprawności – grzmi Pawłowicz z sejmowej mównicy. I robi wrażenie, bo wygląda jak oryginał, mówi (a raczej krzyczy) jak oryginał, gestykuluje jak oryginał. Tylko, że u Vegi nie gra prawdziwa Krystyna Pawłowicz, ale aktorka Iwona Bielska.
I znowu udowadnia, że jest jedną z najciekawszych i najlepszych polskich aktorek, mimo że nie pokazuje się na "ściankach" i czerwonych dywanach (chociaż czasami nie ma wyjścia, jak w 2005 roku, kiedy dostała statuetkę Orła za drugoplanową rolę w filmie Wojciecha Smarzowskiego "Wesele"). Bo ważniejsze są dla niej aktorstwo, rodzina i... święty spokój.
Kino, teatr, telewizja
Żywiołem 65-letniej Bielskiej jest teatr, ale polski widz zna ją też z kina i telewizji. W ostatnich latach zagrała w "Klerze", "Pod Mocnym Aniołem" (jest jedną z ulubionych aktorek Smarzowskiego), "Wałęsie. Człowieku z nadziei", "Córkach dancingu", "Sztuce kochania. Historii Michaliny Wisłockiej", "Twarzy"... A w telewizji zrobiła furorę w "Przepisie na życie", gdzie pokazała, że życie emerytów nie musi być nudne i smutne.
Żywiołem 65-letniej Bielskiej jest teatr, ale polski widz zna ją też z kina i telewizji. W ostatnich latach zagrała w "Klerze", "Pod Mocnym Aniołem" (jest jedną z ulubionych aktorek Smarzowskiego), "Wałęsie. Człowieku z nadziei", "Córkach dancingu", "Sztuce kochania. Historii Michaliny Wisłockiej", "Twarzy"... A w telewizji zrobiła furorę w "Przepisie na życie", gdzie pokazała, że życie emerytów nie musi być nudne i smutne.
Aktorka zawsze zwraca na siebie uwagę, nie sposób jej nie zauważyć. Dlaczego? To wszystko przez jej charakterystyczny zachrypnięty głos (który w całej krasie można podziwiać we fragmencie filmu "Polityka" z Pawłowicz), charyzmę i role, jakie wybiera.
A gra zwykle silne, bezkompromisowe kobiety, takie, które nie dają sobie w kaszę dmuchać. Ale to też... wścibskie baby, które są rodem jak z koszmaru, emocjonalne terrorystki albo sympatyczne mamuśki z charakterem. To zawsze role do zapamiętania, żadne ciepłe kluchy. Bielska ma bowiem tak ogromny talent i tak silną osobowość, że zaszufladkowanie jej byłoby grzechem.
Sama scena w "Wesela", w którym kosztuje bigosu, jest mistrzostwem.
"Bielska tu gdzieś jest?"
Niewiele by brakowało, a Bielska nie zostałaby aktorką. Urodzona na łódzkich Bałutach dziewczyna i profesjonalna siatkarka (grała w ŁKS Łódź w I i II lidze, a nawet w reprezentacji Polski) chciała po maturze zdawać na wydział aktorski. Jednak do łódzkiej filmówki się nie dostała. – Powiedzieli, że mam chory głos, guzy na strunach i mam dać sobie spokój. No więc dałam – mówiła w wywiadzie w "Wysokich Obcasach".
Niewiele by brakowało, a Bielska nie zostałaby aktorką. Urodzona na łódzkich Bałutach dziewczyna i profesjonalna siatkarka (grała w ŁKS Łódź w I i II lidze, a nawet w reprezentacji Polski) chciała po maturze zdawać na wydział aktorski. Jednak do łódzkiej filmówki się nie dostała. – Powiedzieli, że mam chory głos, guzy na strunach i mam dać sobie spokój. No więc dałam – mówiła w wywiadzie w "Wysokich Obcasach".
Przyszła gwiazda nadwiślańskiej teatralnej sceny poszła na polonistykę, ale marzenia o aktorskiej nie znikało. Dwa lata później Bielska ponownie poszła więc na egzamin wstępny, ale tym razem do Krakowa. I znowu się nie udało – przynajmniej do czasu.
– Po pierwszym etapie egzaminów na PWST odpadłam. Usiadłam na korytarzu, na schodach i ryczałam. Czekałam na kolegę z Łodzi, który też zdawał. Nagle słyszę głos dziekana: "Bielska tu gdzieś jest?". Jestem. "Przyjdź jutro na dodatkowy egzamin". Okazało się, że tam bardzo spodobał się mój głos, a profesor Merunowicz obiecał popracować nad dykcją. No i zdałam – wspominała w "Wysokich obcasach". Polonistykę rzuciła od razu.
W 1977 roku Bielska otrzymała dyplom Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej. I tak się zaczęło.
Trudna miłość
Bielska szturmem weszła do świata polskiego kina. Nic dziwnego – nie tylko była piękna i zmysłowa (na ekranie i scenie nigdy nie bała się nagości), ale również inteligentna, charyzmatyczna i interesująca. Zadebiutowała w "Znakach zodiaku" w 1978 roku, a pierwsza połowa lat 80. była jej aktorskimi latami tłustymi. Kręciła wtedy film za filmem, a gwiazdą stała się po głównej roli w horrorze "Wilczyca", w którym pokazała, jaką jest piekielnie dobrą aktorką.
Bielska szturmem weszła do świata polskiego kina. Nic dziwnego – nie tylko była piękna i zmysłowa (na ekranie i scenie nigdy nie bała się nagości), ale również inteligentna, charyzmatyczna i interesująca. Zadebiutowała w "Znakach zodiaku" w 1978 roku, a pierwsza połowa lat 80. była jej aktorskimi latami tłustymi. Kręciła wtedy film za filmem, a gwiazdą stała się po głównej roli w horrorze "Wilczyca", w którym pokazała, jaką jest piekielnie dobrą aktorką.
Aktorka łamała wtedy również serca. Zakochał się w niej nawet sam Roman Wilhelmi, słynny Nikodem Dyzma.
– Mój dziadek pracował jako główny księgowy w Wytwórni Filmów Oświatowych. Któregoś dnia, tuż po egzaminach w Krakowie, zapytał, czy chciałabym zarobić kilka groszy. Pamiętam pierwszy dzień. Wchodzę do wielkiej stołówki, w oddali siedzi z reżyserem Roman Wilhelmi, był już wtedy bardzo znanym aktorem. Zobaczył mnie, wstał. I tak został. Miałam 21 lat, byłam dzieckiem, dojrzałym może, ale dzieckiem. Wtedy naprawdę wyglądałam dość atrakcyjnie. Zakochał się – opowiadała aktorka w jednym z wywiadów.
Para była razem dwa-trzy lata, wspólnie zagrała w filmie "Ćma" w 1980 roku. Rozstali się, bo Wilhelmi był zaborczy. Chciał chociażby, żeby Bielska przeniosła się do Warszawy, ta kochała Kraków i nie chciała o tym słyszeć.
– Dzwonił do mnie i mówił: jeśli natychmiast nie przyjedziesz, to skoczę z balkonu, bo właśnie stoję na balustradzie. Wsiadałam więc do taksówki i jechałam. Byłam za młoda, żeby wytrzymać taką huśtawkę emocjonalną – wyznała po latach aktorka.
Potem Bielska związała się ze swoim kolegą ze studiów Mikołajem Grabowskim, bratem Andrzeja, aktorem i reżyserem teatralnym. I to było to. Są razem do dzisiaj, w 1984 roku urodził im się syn Michał. Bielska zawiesiła wtedy swoją karierę, poświęciła się rodzinie. – Ponieważ nigdy nie miałam przemożnego parcia na występowanie, uznałam, że to czas dla syna– tłumaczyła swoje zniknięcie. Ani mnie nie brakowało grania, ani innym nie brakowało mnie – mówiła w wywiadach.
Być może ta przerwa, kiedy była na topie, sprawiło, że nie stała się wielką i rozpoznawalną gwiazdą. Ale ona nie żałuje. – Ja ten swój czas, w którym mogłam zrobić wielką karierę, przespałam. W momencie gdy miałam największe szanse i przestałam się bać kamery – bo wcześniej wstydziłam się okropnie – urodziłam dziecko. Ale nie żałuję. Ja zresztą niewielu rzeczy żałuję – wyznała.
Na 100 procent
Po odchowaniu syna Bielska wróciła i grała na własnych zasadach – może dlatego jest jedną z najciekawszych polskich aktorek. Nigdy nie bała się oszpecić, ośmieszyć, obnażyć emocjonalnie. Jej poświęcenie dla roli w połączeniu z jej głosem i oryginalną urodą zawsze były wybuchową mieszanką.
Po odchowaniu syna Bielska wróciła i grała na własnych zasadach – może dlatego jest jedną z najciekawszych polskich aktorek. Nigdy nie bała się oszpecić, ośmieszyć, obnażyć emocjonalnie. Jej poświęcenie dla roli w połączeniu z jej głosem i oryginalną urodą zawsze były wybuchową mieszanką.
Aktorka kocha teatr, cały czas gra w spektaklach. Występowała m.in. na deskach Teatru im. Juliusza Słowackiego w Krakowie, Rozmaitości w Warszawie oraz w Nowym w Łodzi (gdzie furorę zrobiła jako królowa Elżbieta I w "Królowej i Szekspirze"). Obecnie gościnnie gra w teatrze IMKA, również w sztukach w reżyserii swojego męża.
Bielska jest jednak pracoholiczką, roli poświęca się w stu procentach. Ciągle słyszy od lekarza, aby zwolniła tempo, ale nie słucha. Dwa razy jej pracowitość prawie zakończyła się tragedią.
W 2014 r. poczuła się źle i została zawieziona do lekarza przez Magdalenę Boczarską, której do dziś za to dziękuje. A w styczniu ubiegłego roku aktorka zasłabła na scenie podczas gry w "Ościach" w Warszawie. Spektakl przerwano, po Bielską przyjechała karetka, podejrzewano udar mózgu. Na szczęście diagnoza się nie potwierdziła.
Prywatnie Bielska żyje na uboczu, do Warszawy przyjeżdża tylko, kiedy musi. Wraz z Grabowskim mieszka na wsi pod Krakowem. – Nie mamy na to czasu, bo ciężko pracujemy. Poza tym to nie dla nas, my się nie nadajemy, nie chcemy. Zdrowie, sensowna praca i szczęście naszego syna to jedyne, co się w tej chwili w życiu liczy – odpowiedziała w jednym z wywiadów na pytanie, dlaczego z mężem unikają celebryckiego życia.
Niewykluczone jednak, że po premierze "Polityki" Vegi to się zmieni. Bo Bielska z pewnością narobi tam szumu.
