Gdyby ktoś się spytał, czy chciałbym to powtórzyć, to odpowiedziałabym: na sto procent tak. Mogłabym odczekać tydzień i znów tam wrócić – mówi w rozmowie z naTemat Magda Wójcik. Zwyciężczyni nowego "Big Brothera" świetnie wspomina swój pobyt w domu Wielkiego Brata, choć nie zawsze było tak kolorowo.
Dziennikarz popkulturowy. Tylko otworzę oczy i już do komputera (i kto by pomyślał, że te miliony godzin spędzonych w internecie, kiedyś się przydadzą?). Zawsze zależy mi na tym, by moje artykuły stały się ciekawą anegdotą w rozmowach ze znajomymi i rozsiadły się na długo w głowie czytelnika. Mój żywioł to popkultura i zjawiska internetowe. Prywatnie: romantyk-pozytywista – jak Wokulski z „Lalki”.
Napisz do mnie:
bartosz.godzinski@natemat.pl
Co poczułaś zaraz po wyjściu z domu Wielkiego Brata: ulgę, że to wreszcie koniec, czy może odwrotnie – żałowałaś powrotu do zwykłej, szarej rzeczywistości?
Byłam w takim szoku, że nawet nie poznałam własnych rodziców. Zdębiałam. Nie wiedziałam, co się dzieje. Czuję, że musiało to dziwnie wyglądać, bo jeszcze nie widziałam programu. Jest mi trochę smutno, że stamtąd wyszłam, ale z drugiej strony dom pozostał pusty i nikogo tam teraz nie ma.
Domyślasz się, dlaczego wygrałaś? Bo ja wiem.
Mam nadzieję, że chodziło o to, że jestem tolerancyjna i chciałabym wprowadzić filozofię "peace & love" również w Polsce – żebyśmy wszyscy byli wielką rodziną. Tak zawsze żyłam w Londynie i mam nadzieję, że tutaj też tak będzie.
"Bo wszyscy Polacy to jedna rodzina" - jak w piosence.
Tak to idealne podsumowanie. (śmiech)
I masz rację, czytając opinie na twój temat w internecie, powtarzało się to, że jesteś tolerancyjna, ale komentujący cenili też w tobie to, że jesteś miła i naturalna – nikogo nie zgrywasz.
Naprawdę? To bardzo miłe.
Czyli rozumiem jeszcze nic nie czytałaś o sobie i "Big Brotherze" w internecie?
Faktycznie, dużo się działo, ale sama do końca nie wiem, co było pokazane. Nie wiem, które sytuacje były najbardziej kontrowersyjne, ale teraz będę mieć trochę czasu na nadrobienie. Muszę to zrobić metodą małych kroków, bo nie da się nadgonić w godzinę czegoś, co się działo przez trzy miesiące. Powoli do mnie dociera, że wszyscy to oglądali, a ja żyłam jak w normalnym domu.
Czujesz się teraz inną osobą? Nieraz jak się zaszyję w domu na weekend, to myślę, że "dziczeję", a co dopiero na trzy miesiące.
Ja cały czas myślałam, że pojechałam na taki obóz dla dorosłych. Będąc dzieckiem często jeździłam na kolonie, więc nie czułam się, jakbym była w zamknięciu. Codziennie coś się działo, dostawaliśmy zadania, żyłam z dnia na dzień i ciekawa byłam, co się wydarzy w danej godzinie. Nawet nie miałam zegarka, więc nie wiedziałam jak sobie wszystko zaplanować. Mam nadzieję, że nie zdziczałam.
Nie no, przecież się dogadujemy (śmiech).
Jednak wciąż nie mogę się nadziwić, ile teraz się dzieje, te flesze, wywiady. Nie czuję się gwiazdą, cieszę się tą pozytywną energią.
I z tego co słyszę, bardzo dobrze wspominasz ten pobyt. Część osób odeszła, bo im się nie podobało, a ty opowiadasz o tym, jak o najlepszy okresie w życiu.
Bo tak było! Gdyby ktoś się spytał, czy chciałbym to powtórzyć, to odpowiedziałabym: na 100 procent tak. Mogłabym odczekać tydzień i znów tam wrócić. Czy to ze starą ekipą, czy z nowymi osobami i przeżyć kolejne przygody. Lubię ludzi, więc to był idealny sposób na spędzenie trzech miesięcy.
[/embed]Czy czegoś ci tam brakowało? A może właśnie ten stan, w którym nie ma smartfonów i kontaktu ze światem, ci odpowiadał?
Tak, życie bez Instagrama i mediów było fajne, bo mogłam pogadać z ludźmi na żywo, a nie w internecie. Najbardziej mi jednak brakowało muzyki. Było jej bardzo mało, więc za każdym razem jak leciała jakaś piosenka, to zrywałam się z miejsca i próbowałam tańczyć lub śpiewać. I brakowało mi tego wspomnianego zegarka.
Czy będąc w programie czułaś się skrepowana, że jesteś cały czas podglądana przez widzów, w tym m.in. rodziców? Czy byłaś totalnie sobą, czy czasem się hamowałaś?
Już drugiego dnia zapomniałam o kamerach. Przypominało mi się tylko o tym, kiedy byłam w ubikacji. Także myślę, że byłam sobą. Na pewno bym też nie zrobiła nic więcej z daną osobą, bo muszę ją na pewno lepiej poznać. Dlatego też było naturalne.
A ogólnie spodziewałaś się, że tak będzie wyglądać życie w domu Wielkiego Brata po tym jak oglądałaś poprzednie edycje?
Przez 12 lat byłam na Wyspach, więc oglądałam brytyjskie edycje "Big Brothera" - byłam ich ogromną fanką. Chciałam się odnaleźć w takich wyzwaniach i dziwnych zadaniach. Przypuszczałam, jak to będzie wyglądać, ale nie dało się wszystkiego zaplanować.
Które w takim razie zadanie w tej edycji było dla ciebie największym wyzwaniem?
Życie w plemieniu. Tydzień bez mycia się, w tłustych włosach, bez make upu i butów. To był szok. Myślałam, że z włosów mi się zrobią dredy. Jednak już po drugim stwierdziłam, że "Fajnie, nie muszę już patrzeć w lustro, zaoszczędzę mnóstwo czasu i mogę się świetnie bawić".
A czy cokolwiek będziesz wspominać negatywnie?
Myślę, że te wszystkie dramy między Igorem i Łukaszem. Za każdym razem strasznie się stresowałam kłótniami i leciały mi łzy. Nie mogłam ich powstrzymać. W Londynie nie jestem przyzwyczajona do takich dram.
Dużo widzów przypatrywało się i zastanawiało się też nad waszym związkiem z Olehem. Czy on nadal trwa, jesteście parą, czy to co się działo w domu Wielkiego Brata, zostaje w domu Wielkiego Brata?
Nie wiem czy jesteśmy parą, ale mam na sobie jego naszyjnik. Wczoraj gadaliśmy przez kilka godzin i za chwilę się znów spotykamy, by dalej dyskutować. Musimy się lepiej poznać. Zobaczymy jak to będzie.
I co potem? Wracasz na Wyspy, czy zostajesz w Polsce?
Muszę tam na pewno wrócić, by zobaczyć co się dzieje z moimi kotami i czy moje mieszkanie jest całe i zdrowe. Na razie zostaję w Warszawie, bo jest piękne lato, a w Londynie z pewnością pada. Tak więc wakacje spędzę tutaj, a do UK pojadę na zakupy i poszukiwanie inspiracji.
Oczywiście, to super przeżycie. Niczego nie żałuję i sama bym wystartowała, gdybym mogła. Trzeba jednak pamiętać o tym, by być sobą. Często wygadywałam różne głupoty, ale sukces tkwi w byciu naturalnym.