Dożyliśmy czasów, w których każdy szanujący się producent samochodów musi mieć w swojej ofercie jakieś ekologiczne auta. A skoro największą popularnością zaczynają się cieszyć samochody elektryczne, to i Skoda postanowiła dołączyć do tego grona. Pokaz nowych modeli był niczym pokaz siły fabryki z Mlada Boleslav.
Normy czystości spalin narzucane na producentów samochodów są nieubłagane. W trosce o to, żebyśmy mieli czyste powietrze, każdy z wytwórców musi spełnić normy uśrednione dla całej palety sprzedawanych aut. Jeśli w ofercie ma wiele pojazdów z mocnymi silnikami emitującymi sporo zanieczyszczeń, to jako równowagę musi posiadać w palecie także samochody "czyste", inaczej zapłaci wysoką karę.
A najczystsze są auta elektryczne, które nie spalają nawet grama benzyny czy oleju napędowego. Dlatego niech nie dziwi fakt, że po silniki elektryczne sięgają najwięksi, jak między innymi Volkswagen. Tropem firmy matki poszli i mniejsi producenci zależni od centrali w Wolfsburgu. W Hiszpanii elektryczne samochody Seata zjeżdżają z taśmy w zakładach pod Barceloną, w Czechach Skoda wypuszcza "bateryjki" z fabryki w Mlada Boleslav.
Zaprezentowano od razu dwa takie pojazdy. Mały miejski samochodzik Skoda Citigo i dużą rodziną limuzynę Skodę Superb. Dwa zupełnie różne samochody. Pierwszy ma być jak najtańszy i jak najmniejszy, żeby stać było na niego przeciętnego Kowalskiego i mógł potem znaleźć miejsce do parkowania w mieście. Drugi pojazd to "fura" dla rodziny z dziećmi lub prezesa, w której można poczuć odrobinę luksusu i wygodnie przemieszczać się z punktu A do B.
Prezentacja modeli miała miejsce w Bratysławie i trzeba przyznać, że Skoda przygotowała ją z wielkim rozmachem. Była scena, dymy i światła, a pojazdy wjeżdżały bezszelestnie – jak na elektryki przystało. Modele elektryczne Skody noszą obok nazwy własnej jeszcze dodatkowy kryptonim "i-V".
Pozornie niczym się nie różnią, dopiero gdy otworzy się pokrywę silnika widać, że pod maską jest coś "innego". Zamiast silnika ze świecami, filtrami, chłodnicą i kolektorami jest blok silnika elektrycznego, akumulator i trochę kabelków. W przypadku pojazdów projektowanych od razu jako auta elektryczne przestrzeń pod maską jest nieduża. Z kolei Citigo i Superb to auta zaadaptowane do potrzeb silników elektrycznych, więc pod maską wiatr hula i tworzą się przeciągi.
Za to w bagażnikach jest mniej miejsca, bo producent zadbał o to, żeby było gdzie schować kable do ładowania. O ile w Superbie nie jest to problemem, to już w Citigo liczy się każdy centymetr sześcienny bagażnika. Ale przecież gdzieś te kable wozić trzeba.
Jeśli chodzi o przestrzeń pasażerską samochodów oznaczanych jako i-V, to różnic w stosunku do aut z silnikami spalinowymi właściwie nie ma. Jedyne co, to kierowca ma na wyświetlaczach informację o stanie naładowania akumulatorów i przewidywany dystans, jaki będzie można przejechać, zanim trzeba będzie podłączyć Skodę do ładowarki. Oprócz tego auta są jak najbardziej typowe.
Niestety nie wiemy jeszcze, jak się jeździ "bateryjkami" czeskiego producenta, prezentacja miała charakter eventu bez możliwości wyjazdu na ulicę czy autostradę. Jednak biorąc pod uwagę, że wszystkie elementy składające się na układ napędowy pochodzą z zakładów VW, można się spodziewać, że samochody Skody od razu będą korzystać z technologii sprawdzonej w samochodach koncernu Volkswagen.
To nie wszystko. Przedstawiciele Skody zapowiadają, że oprócz budowy elektrycznych samochodów firma chce też działać na polu rozbudowy sieci stacji do ich ładowania wszędzie tam, gdzie sprzedaje swoje pojazdy. Jest to konieczne, tym bardziej, że w planach jest, by coraz więcej pojazdów opuszczających fabrykę miało napęd elektryczny. Gdzieś je trzeba będzie podpiąć, jeśli auta elektryczne mają się upowszechnić.