"Ordynarna", "bezczelna", "szpeci krajobraz", kiedy internauci zobaczyli zdjęcie ogromnej reklamy Toyoty na Mazurskich jeziorach, mówiąc delikatnie, nie kryli oburzenia. Problem w tym, że to wspólna akcja firmy i Mazurskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego. Wielkie billboardy zamontowane na platformach może i nie są najpiękniejsze, ale w dużej mierze to właśnie dzięki sponsorom MOPR może normalnie funkcjonować i dbać o bezpieczeństwo turystów.
Mazurskie Ochotnicze Pogotowie Ratunkowe i firma Toyota połączyły siły, aby poprawić jakość wypoczywania na mazurskich jeziorach, tak licznie obleganych latem. Efektem tej współpracy są inteligentne platformy meteorologiczne, które reagują na zmiany pogody i informują o niebezpieczeństwie.
Na każdej z nich dodatkowo umieszczono billboardy z numerem alarmowym MOPR. Wszystko byłoby dobrze, bo akcja wyjątkowo słuszna, gdyby nie przesadzona reklama auta umieszczona właśnie na platformie. Zarówno na MOPR, jak i na Toyotę wylała się fala krytyki. Firma ostatecznie zdecydowała się zmienić pływającą kreację.
"Dla mnie pomysł rewelacja!!! Patrzcie na statystki MOPR, ile ludzi uratowali! Jest to instytucja bardzo potrzebna!!! niestety sama się nie sfinansuje!!! Toyota jest przedsiębiorstwem i musi uzasadnić reklamy!! A sponsoruje MOPR, więc jest kasa na sprzęt. Zegarze/pływacy bezpieczni!! Toyota może uzasadnić poniesione koszty!! Jak się tak reklamy nie podobają zapraszam do wpłaty na cele ratownicze", to jeden z niewielu komentarzy, który dotyka sedna sprawy.
O tym, że bez sponsorów praca ratowników byłaby utrudniona mówi nam też Jarosław Sroka, ratownik wodny z Mazurskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego.
Spodziewał się pan takiej reakcji?
Dla nas jest to raz, że wsparcie, a dwa kolejne narzędzie pracy, które w jakikolwiek sposób ułatwia nam codzienne funkcjonowanie. Czytałem komentarze na Facebooku, na Twitterze i rozumiem niektórych internautów.
Chociaż założyłbym się z panią, i zresztą z każdym, o duże pieniądze, że większość tych osób nie widziała tego na własne oczy i pewnie nigdy nie zobaczy. To są ludzie schowani w pokoju, którzy siedzą gdzieś przed monitorem i lecą na fali krytyki. Są anonimowi. Wielu z tych, którzy hejtują pewnie nie wie nawet gdzie są Mazury, w jakiej części Polski.
Rozmawialiśmy dziś z przedstawicielami Toyoty i wiemy, że platformy zostaną dostosowane do regionu i tego prospołecznego charakteru naszego działania. Naszym celem nie było obrażenie kogokolwiek czy zeszpecenie widoku, miało to zupełnie inny charakter. Chcemy po prostu podnieść poziom bezpieczeństwa tych, którzy korzystają z uroków wody. A woda wiadomo, że jest nieprzewidywalna.
Bez sponsorów mogłoby być wam trudno?
Środki zawsze są niewystarczające i pewnie zawsze będą w mniejszym lub w większym stopniu. Każde wsparcie, każda akcja, każde zrozumienie problemów takich organizacji jak nasza, ze strony takich firm jak Toyota, jest bardzo cenne.
Dzięki temu, że jednym z naszych sponsorów jest Orlen, to nie mamy problemu z paliwem do samochodów, do łodzi ratunkowych, do poduszkowców. Tak samo firma Polkomtel, która jest z nami od samego początku, czyli od 20 lat. Dzięki nim mamy łączność, możemy korzystać z nowinek technologicznych, które wchodzą na rynek.
Dzięki takim firmom, dzięki ludziom, którzy rozumieją problem i potrzeby, my po prostu istniejemy i możemy pomagać. Wsparcie, które otrzymujemy od władz rządowych, samorządowych oczywiście jest bardzo cenne, ale ono w dalszym ciągu jest niewystarczające.
W tym roku obchodziliśmy 20-lecie istnienia, od początku staramy się zachęcać podmioty do wspierania nas. Oni jednocześnie promują swój wizerunek, ich klient może zobaczyć, że kwestia bezpieczeństwa jest dla nich ważna.
Jaki jest roczny budżet Mazurskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego?
Ja ten budżet układam co roku i to jest około dwóch milionów złotych. Z tego co wiem jesteśmy największą organizacją, która ratuje życie na wodzie i chyba jedną z nielicznych, które pracują przez okrągły rok.
Latem pracujemy na łodziach, a jak pojawia się lód, to wsiadamy na poduszkowce. Pełnimy dyżury całoroczne i całodobowe, więc te potrzeby finansowe są naprawdę bardzo duże. Nasi ratownicy zarabiają 2000 zł na rękę, 2100. A oni też chcieliby zarabiać nie 2000, a 4000, żeby po prostu funkcjonować.
Brakuje ratowników?
Nie, prowadzimy od wielu lat akcje edukacyjne, kursy na ratowników wodnych. Po tylu latach mamy zbudowane dość solidne zaplecze kadrowe. Ci ludzie do nas przychodzą, ale jeśli u nas zarobią 2000 zł miesięcznie, to zdaje sobie pani sprawę, że jak czegoś się nauczą, to są bardzo interesujący dla Straży Pożarnej, Straży Granicznej, Policji. Dwudziestoparoletni człowiek ma zrobionych wiele uprawnień, począwszy od pływania łodzią, nurkowania, żeglowania, sternikowania, uprawnień wysokościowych.
Ile rocznie macie interwencji?
To jest 500, 600 osób do których my wypływamy.
A jak pan zobaczył platformy z reklamą, to jaka była pierwsza myśl? Podobały się panu?
Poczucie estetyki, piękna jest uczuciem subiektywnym. O tym się nie dyskutuje. Jednemu może się podobać, a drugiemu mniej. My ratownicy patrzyliśmy pod tym kątem, jaką one mają rolę odegrać, w jakim celu tam są. A to czy ona jest czerwona, zielona, czy niebieska, to dla nas jest w tym momencie sprawa drugorzędna.
Tak samo możemy dyskutować o kolorze naszych ubrań czy wyglądzie naszych łodzi. Też nie wszystkim musi się to podobać. Kilka lat temu były wymogi NFZ-u, że pacjent na karetce wodnej musi być transportowany wewnątrz. Jak zaczynaliśmy, to te przepisy były całkiem inne. Dlatego łodzie musieliśmy przebudować, też olbrzymim kosztem, aby dostosować je do wytycznych.
I powiem pani szczerze, że ta łódź hybrydowa, która pełni rolę karetki, ona mi Jarkowi Sroce, osobiście, prywatnie, zupełnie się nie podoba. Jest wręcz brzydka, ale ona nie ma być piękna, bo nie służy do tego, aby pływać w ładną, bezwietrzną pogodę, w weekend się lansować. Ona ma pomóc przetransportować bezpiecznie pacjenta i umożliwić nam ratowanie go już na niej, w jakichkolwiek warunkach.
Jaki jest zadanie tych platform?
Zamierzeniem naszym i naszego partnera, czyli firmy Toyota Motor Poland, była akcja prospołeczna. Chodziło o to, aby podnieść bezpieczeństwo na szlaku i spowodować to, że ludzie żeglujący i wypoczywający na Mazurach będą czuli się bardziej komfortowo. W tym celu stanęły te platformy, czy też barki bezpieczeństwa.
W każdej chwili do tej platformy można zacumować. Ona ułatwia także nam pracę, ponieważ posiada pełen zestaw czujników pogodowych zbierających dane o sile wiatru, o kierunku, o ciśnieniu, ostrzegania przed burzą, temperaturze wody.
Zrobiliśmy to wychodząc na przeciw zapotrzebowaniu społeczeństwa i osób, które na Mazury co roku przyjeżdżają.
Ten system ostrzegania, czy też wsparcia jest cały czas ulepszany. To jest priorytet?
Warunki pogodowe zarówno na mazurach, i w Polsce w ogóle, z tego co my obserwujemy od kilku lat są wręcz nieprzewidywalne. Ostatnie dni, a nawet tygodnie, są tego najlepszym przykładem. Codziennie jest upał, słoneczna pogoda, za chwilę zrywa się wiatr, później jest burza, które czasami towarzyszy grad. Następnie znowu ochłodzenie i lekki wiaterek. Cały czas tak samo.
Robimy wszystko, aby na Mazurach było bezpiecznie. Nie chciałbym zapeszyć, ale radio, telewizja, portale internetowe, podają codziennie informacje o zwiększającej się liczbie osób, które utonęły. Odpukać w niemalowane, ale na Mazurach nikt nie utonął. Chcemy być taką pozytywną białą plamą na mapie Polski, gdzie ludzie wypoczywają bezpiecznie i też taki cel miała ta akcja.
Ludzie się zmieniają, przyjeżdżają nowe pokolenia. Pojawiają się nowe łodzie i nowe jachty, które pozwalają pływać ludziom, którzy nie posiadają dostatecznie dużej wiedzy i umiejętności. Robimy wszystko, aby ten ruch turysty, który tu przyjeżdża, uprzedzić.