
"Dla moich rówieśników brakuje miejsc w szkołach i płaczą nie wiedząc co będzie dalej". Autorka tego wpisu to Paulina. Dziewczyna dostała się do szkoły pierwszego wyboru, ale nie kryje złości. Jej zdaniem reforma edukacji byłej już minister Anny Zalewskiej sprawiła, że wiele jej kolegów i wiele koleżanek musiało zrezygnować z marzeń.
Nasza rozmówczyni wskazuje na jeszcze inne konsekwencje reformy. Jej zdaniem dziś rekrutacja zmieniła się w niezdrową rywalizację. – Dawniej przyjaciele pocieszali siebie nawzajem i trzymali za siebie kciuki, w tym roku każdy raczej starał się o miejsce dla siebie kosztem innych. Nie było miejsca na koleżeństwo – stwierdza.
Byłem bardzo zaskoczony kiedy okazało się, że nie dostałem się do żadnej szkoły. Naprawdę nieźle napisałem egzamin gimnazjalny, a średnią miałem w okolicach 4,20. Zdaję sobie sprawę, że mogłem lepiej wybrać licea na liście, ale uważam, że przy kilku szkołach na nie najwyższym poziomie nie powinno być problemu z dostaniem do którejkolwiek z nich. Czuję się po prostu pokrzywdzony i mam nadzieję, że zamieszanie z kurator przyniesie jakikolwiek rezultat, bo nie wyobrażam sobie nauki w szkole na bardzo niskim poziomie.
Marzenie nie zawsze się spełniają – taką mądrością życiową z młodzieżą podzieliła się lubelska kurator oświaty. Uczniowie protestowali przed gmachem kuratorium przeciwko chaosowi w szkołach i reformie edukacji. W Lublinie do żadnej szkoły nie dostało się 600 osób, 150 z nich ma świadectwa z czerwonym paskiem.
Dla mnie w ogóle wiadomość o tym, że nigdzie mnie nie przyjęli, była nieprawdopodobna - to znaczy myślę, że może nie jako najlepszy, ale na pewno dobry uczeń zasługuję na miejsce w liceum, które umożliwi mi naukę z osobami mniej więcej na moim poziomie, a nie jakiejś niszowej szkole, która ledwo kompletuje oddziały klasowe.
Zawsze priorytetem przy jakichś zmianach powinni być uczniowie, a teraz władze wypięły się na nas i sugerują, że problemu nie ma wcale - jest, tylko może oni z sejmowych ław i ciepłych biur tego nie widzą. Naprawdę mi wstyd, że ludzie, którzy powinni nas reprezentować, piszą na kolanie reformy nie zważając na nasze dobro. Pewnie, że nas łatwiej zignorować, bo nie mamy praw wyborczych, ale zasługujemy na ten sam szacunek co osoby pełnoletnie.
Kiedy młody człowiek dostaje informację, że mimo starań nie znalazł się na żadnej liście uczniów przyjętych do jakiejkolwiek szkoły, jego pewność siebie raczej nie osiągnie szczytów. Dlatego też pracując nad tym materiałem od wielu osób usłyszałam, że nie chcą rozmawiać, ponieważ zwyczajnie się wstydzą, że znaleźli się w takim położeniu.