
W bajkach wszystko jest takie proste – jasne jest, kto jest zły, a kto dobry. Gdy złego spotyka kara, to dobrze. Dobry zaś w finale powinien być nagrodzony, bo jest dobry. Ta opowieść z Bieszczadów jest o tym, jak wielu dobrych ludzi zostało ukaranych za to, że mówili tym samym językiem, co ci źli. W gigantycznym uproszczeniu. Bo życie to nie bajka. Nigdy podział na dobrych i złych prosty nie jest, a w tej historii szczególnie.
Tu, gdzie dziś setki turystów podziwiają widok na pasmo połonin, w 1945 r. Ukraińska Powstańcza Armia rozbiła obóz ćwiczebny dla przyszłych strzelców. "Posługiwania się bronią uczyli ich między innymi żołnierze rozbitej pod Brodami 14. Dywizji Waffen SS 'Galizien'. Potem nowicjusze, przeszkoleni także politycznie, zasilili bieszczadzkie sotnie" – opisuje Krzysztof Potaczała w książce "Zostały tylko kamienie. Akcja 'Wisła': wygnanie i powroty".
To był moment, gdy nikt jeszcze nie panował nad sytuacją. UPA rosła w siłę, gdy II wojna światowa jeszcze trwała i Berlin nie był zdobyty. W Bieszczadach zaś Niemców już od prawie roku nie było, ale kto był? Kto docelowo miał być? Ukraińcy, którzy znaleźli się w granicach Polski, nie mogli się z tym pogodzić.
Ale za co ukraińska ludność w Bieszczadach miała kochać podległe Moskwie polskie władze, jakie właśnie zaczęły swoje rządy na terenach, na których oni żyli z dziada pradziada? Jesienią 1944 r., gdy tylko pognano stąd Niemców, władze rozpoczęły wywożenie miejscowej ludności do ZSRR.
To wszystko działo się we wrześniu roku 1945, czyli na półtora roku przed zabiciem gen. Karola Świerczewskiego "Waltera", którego śmierć była bezpośrednim pretekstem do przyspieszenia akcji "Wisła". Podporucznik UB przyznaje w notatce, że polskim żołnierzom "nie zależy na przesiedleniu ludności ukraińskiej, a tylko na rabowaniu i strzelaniu niewinnych ludzi".
"Tu i ówdzie wojsko rozbiera opuszczone domy, a drewno z nich uzyskane przeznacza na opał lub sprzedaje. Bezsilni ukraińscy gospodarze skarżą się, że żołnierze grabią, biją, a nawet strzelają do kur. Żeby tylko. Gwałcą, palą chałupy i stodoły. (...)
W odwecie UPA napada na polskie domostwa; porywa i zabija Polaków, niszczy tory kolejowe, drogi i mosty, zrywa linie telefoniczne. Skoro Bieszczady i sąsiednie tereny mają pozostać 'wolne' od Ukraińców, to nowi osadnicy nie mogą przyjść na gotowe".
Ale czy to mordowali ci, których później spotkały represje i przymusowe przesiedlenia na tereny tzw. Ziem Odzyskanych? Raczej wątpliwe. Zastosowano odpowiedzialność zbiorową. Ukarano wszystkich – winnych i niewinnych. Tych, którzy faktycznie wspierali banderowców (często wcale nie dobrowolnie), i tych, których całą winą było to, że mówili po ukraińsku i chodzili do cerkwi. Przesiedlano także Polaków – czasem dlatego, że wżenili się w ukraińską rodzinę, a czasem wystarczało "posądzenie o nadmierne sprzyjanie unickim sąsiadom".
Patrz pan na moją nogę. Ten ślad został po tym, jak mnie porazili prądem. Podobny mam na głowie. Wciąż pytali o to samo: "Jakiej bandzie pomagałeś? Podaj nazwiska, pseudonimy. Gdzie mieli kryjówki?". Codzienne maglowanie i codzienne lanie. Dwa zęby mi wybili, tłuki po nerkach. Sikałem krwią.
– Należało jednak od razu rzucić przeciwko banderowcom regularne wojsko, a nie grupki słabo uzbrojonych milicjantów i ormowców. Nawet KBW (Korpus Bezpieczeństwa Wewnętrznego – przyp. red.) niewiele mogło. A potem? Zamiast po rozbiciu UPA zostawić zwykłych Ukraińców na swojej ziemi i pozwolić im gospodarować, wszystkich uznano za odpowiedzialnych i wygnano – mówi dawny milicjant, podkreślając, że po akcji "Wisła" Bieszczady już nigdy się nie odrodziły i nigdy nie wróciły do takiego stanu ludnościowego jak wcześniej.
I już na zawsze pozostały rany. Bo w tej bratobójczej wojnie tych dobrych było raczej niewielu – generalnie tu nikt nie ma czystego sumienia. No, może pojedyncze osoby, które zdały egzamin, gdy nadeszła chwila próby. Bo przecież byli Polacy, którzy wspierali swoich unickich sąsiadów i za to też zostali wraz z nimi przesiedleni. I byli też Ukraińcy, których z rąk rodaków-nacjonalistów spotkała śmierć za to, że nieśli pomoc Polakom (IPN opracował Kresową Księgę Sprawiedliwych o Ukraińcach ratujących Polaków - udało się ustalić ponad 1300 bohaterów).
Potaczała mieszka w Ustrzykach Dolnych i zna Bieszczady jak mało kto. Napisał też trzy tomy "Bieszczadów w PRL-u" oraz opowieść jednej z pierwszych punkowych grup w Polsce "KSU - rejestracja buntu".
