W Londynie opuścił wioskę olimpijską, by spotkać się z żoną. Wrócił i dowiedział się, że na igrzyskach już nie wystartuje. I afera gotowa. Kim Collins, sprinter, mistrz świata, obywatel Saint Kitts and Nevis. Studiował psychologię, a na Twitterze umieścił niedawno cytat z Edmunda Burke'a. W niedzielę brał udział w Memoriale Kamili Skolimowskiej w Warszawie. I znalazł parę minut, by z nami porozmawiać.
Powiedziałeś takie zdanie: "Nawet w więzieniu twoja żona cię może odwiedzić".
A, o to ci chodzi. Ja nie miałem tutaj na myśli wioski olimpijskiej, mówiłem o działaczach z mojej federacji. I o tym, co zrobili.
Opowiesz, jak to było?
Wyjechałem z wioski olimpijskiej, by się spotkać z żoną. Potem czytałem w mediach, że chodziło o spędzenie nocy, o seks. Bzdura. Żona jest moim trenerem i chciałem z nią porozmawiać. Do wioski nie miała wstępu. Nie miałem tam właściwej opieki, kiepsko się czułem. Po pewnym czasie wracam i dowiaduję się, że moja akredytacja została anulowana.
To było w dniu, kiedy miałeś startować?
Tak, wtedy były eliminacje. Jak oglądałeś telewizję, to mogłeś zobaczyć, że piąty tor był pusty.
Jak się wtedy czułeś?
Byłem wściekły, potem smutny i bardzo zawiedziony. Teraz już jest lepiej, ale wciąż o tym myślę.
Czemu działacze ci to zrobili? Przecież byłeś ich jedyną nadzieją na dobry wynik. Na ceremonii otwarcia niosłeś flagę.
Też sobie zadaję to pytanie. Nie wiem, ich powinieneś zapytać. Jestem ciekawy, co odpowiedzą.
Najlepsi sprinterzy świata są przyjaciółmi?
Jasne. Usan Bolt, Asafa Powell i Tyson Gay to naprawdę równi goście. Nie ma u nas sytuacji, że ktoś kogoś nie lubi.
Powiedz nam coś o Usainie.
Pokręcony gość, wydaje mi się, że ma dwie osobowości. Poza bieżnią przyjemny i wyluzowany. Gdy startuje, jest w pełni skoncentrowany i świadomy tego, co przed nim.
Naprawdę? A te jego luzackie gesty, uciszanie widzów show?
On w ten sposób gra. Jestem pewien, że w środku jednak odczuwa presję.
Paryż, 2003 rok. Wierzyłeś wtedy w to, że możesz zostać mistrzem świata?
Wtedy główny faworyt Maurice Greene odpadł w półfinale. Wiedziałem, że mam szansę, bo stawka jest wyrównana. I tak właśnie było. We czterech wbiegliśmy na metę praktycznie w tym samym czasie. Wygrałem o jakieś pół palca chyba (śmiech).
Na początku nie wierzyłeś?
Dotarło to do mnie po paru minutach. Ale to było pięknie. Myślę, że wtedy ludzie poznali Kima Collinsa i dowiedzieli się, że istnieje takie państwo jak Saint Kitts and Nevis.
Tak Kim Collins zostawał mistrzem świata w Paryżu:
A w ubiegłym roku przekonali się, że Saint Kitts and Nevis to nie tylko Kim Collins.
Zdobyliśmy brązowy medal w sztafecie. Na mistrzostwach świata! Nikt na nas nie stawiał. Z takiej pozycji dobrze się atakuje. Mieliśmy trochę szczęścia, idealnie rozegraliśmy ten wyścig.
Jesteś najbardziej znanym obywatelem swojego kraju?
A tak gdzieś piszą?
Tak.
To miłe, trzymajmy się tego.
Na tych wyspach chyba dość łatwo jest zostać sprinterem.
Jak to?
Możesz trenować 100 metrów, biegając od jednego brzegu wyspy na drugi.
(śmiech) Nie przesadzaj, to byłoby troszeczkę więcej. A już tak serio, to mamy tam bieżnie, na których można trenować. To nie przypadek, że z kolegami zdobyliśmy tamten brązowy medal.
A tak Collins zdobył z kolegami brąz w sztafecie w ubiegłym roku:
A jednak wyjechałeś do Stanów.
Dawno, dawno temu. Chciałem zadbać o edukację, musiałem to zrobić.
Na Texas Christian University studiowałeś filozofię?
Nie, psychologię. Teraz to, czego się nauczyłem, pomaga mi w startach. Widzisz, nie jestem zawodnikiem, który się jakoś spala psychicznie. Na ważnych imprezach potrafię biegać na maksa. A czemu pytałeś o filozofię?
Na Twitterze umieściłeś niedawno cytat z Edmunda Burke'a.
A tak, rzeczywiście. "Wszystko, co potrzebne do triumfu zła, to dobry człowiek, który nie robi nic". To są bardzo mądre słowa.
Ty jesteś tym dobrym, który coś robi?
Staram się nim być. Jak jest zło, to musisz jakoś z nim walczyć.
Nigdy nie myślałeś o tym, żeby biegać dla USA?
NIGDY. Dajcie to drukowanymi literami.
Po zakończeniu kariery będziesz trenerem?
Prawie na pewno tak.
Długo jeszcze pobiegasz?
Mam już 36 lat, więc wiesz, raczej niezbyt długo. Jestem już w takim wieku, że zaraz trzeba sobie będzie powiedzieć jak w tej piosence: "Time to say good bye" (śmiech).