Zaczęło się od dywagacji ministra Marka Suskiego w programie "Jedziemy" Michała Rachonia w TVP. Polityk PiS zastanawiał się, jak w przypadku wygranej Lewicy wyglądałby przyszły rząd. W roli ministra edukacji narodowej Suski, przy akompaniamencie śmiechu Beaty Kempy, obsadził byłą posłankę Annę Grodzką. Potem temat w konwencji pół żartem pół serio pociągnęły "Wiadomości" TVP. Co na to sama zainteresowana?
Anna Dryjańska: Oglądała pani wczoraj program "Jedziemy"?
Anna Grodzka: Nie wiem nawet co to jest. To jakiś program TVP?
Tak. Prowadzi go Michał Rachoń.
Nie wiem, kto to jest.
To były członek PiS i rzecznik partii w Sopocie. Kiedyś przebrał się za penisa, by zaprotestować przeciwko Putinowi. Teraz pracuje w TVP.
Teraz trochę kojarzę. Nie, nie widziałam tego programu, bo nie oglądam TVP, nie włączam tego badziewia.
We wczorajszym wydaniu minister Suski zgadywał, że po zwycięstwie Lewicy w wyborach zostałaby pani nowym ministrem edukacji. Potem temat pociągnęły "Wiadomości" TVP. Zastanawiano się, czy jako osoba transpłciowa zostałaby pani zaakceptowana przez nauczycieli i rodziców.
To jakieś absurdalne rozważania. Myślę, że w Polsce i na świecie dzieje się wiele ważnych rzeczy, o których warto informować. Dziwię się, że publiczna telewizja poświęca na to czas antenowy.
Przyjęłaby pani funkcję szefowej resortu edukacji?
Nie, bo nie zajmuję się edukacją szkolną, nie mam w tym doświadczenia. To nie jest obszar moich kompetencji.
Będzie pani startowała w najbliższych wyborach do Sejmu lub Senatu?
Nie. Nadal jednak przyglądam się temu, co dzieje się w społeczeństwie i w polityce.
Jak pani myśli, dlaczego Marek Suski właśnie panią wskazał jako potencjalną szefową resortu edukacji?
To oczywiste. Wyciągnął moje nazwisko jak królika z kapelusza, by postraszyć mną swoich wyborców. Chciał, żeby widz przed telewizorem oburzył się "Co? Ona ma rządzić szkołą mojego dziecka?!" i w ten sposób uderzyć w Lewicę.
PiS, który kontroluje telewizję publiczną, program Lewicy albo przemilcza albo kłamie, że go nie ma, a ten program istnieje. Zamiast o nim mówić, TVP idzie w wywoływanie negatywnych emocji. Widzowie mają się czym denerwować, robi się medialny Białystok.
Rozumiem, że oglądała pani to, co działo się w sobotę, gdy bandyci bili, opluwali i okradali osoby uczestniczące w pierwszym białostockim Marszu Równości?
Tylko za pośrednictwem internetu i mediów, bo jako osoba z niepełnosprawnością ruchową niestety nie mogłam być na miejscu. Jestem przerażona przemocą ze strony kontrmanifestantów. Jednak trzeba mieć świadomość, że to nie wzięło się znikąd.
Co jest źródłem tej przemocy?
Cyniczni politycy, a tak oceniam Jarosława Kaczyńskiego i innych decyzyjnych członków PiS, kanalizują ludzką krzywdę, nierówności i korporacyjny model społeczny, by uderzyć w grupę, którą uznali za wrogów ludu. Kilka lat temu to byli uchodźcy, teraz PiS napędza agresję wobec ludzi LGBT. Kibicuje temu część księży i biskupów.
Niesprawiedliwa, neoliberalna polityka gospodarcza i społeczna III RP wytworzyła nierówności i podzieliła społeczeństwo. To ona jest dziś przyczyną politycznej siły PiS wykorzystywanej do realizacji własnego celu - autokratycznej władzy, która będzie potem trudna do usunięcia demokratycznymi metodami. Systemu podobnego do tego, jaki mamy w Rosji, na Węgrzech i w Turcji.
Co by pani powiedziała młodym ludziom, niekoniecznie nieheteronormatywnym, którzy nie mogą dojść do siebie po przemocy, jaką widzieli na ulicach Białegostoku?
Idźcie na wybory. Wybierzcie mądrze. Jeśli wy nie interesujecie się polityką, politycy zainteresują się wami i to prawdopodobnie w sposób, jakiego byście nie chcieli. Uczestniczcie w życiu społecznym, chodźcie na manifestacje, zabierajcie głos w przestrzeni publicznej, w tym w internecie. Nie odpowiadajcie agresją na agresję.
A co by pani chciała przekazać tym kontrmanifestantom, którzy w sobotę bili i lżyli ludzi, w tym dzieci?
Obawiam się, że w sytuacji, gdy faktycznie i symbolicznie oddziela nas kordon policji, nie chcieliby mnie słuchać niezależnie od tego, co bym im miała do powiedzenia. Podziały społeczne są zbyt głębokie. To owoce zaniedbań edukacyjnych z ostatnich 30 lat.
Czuje się pani bezpiecznie idąc ulicą?
W dzień zazwyczaj tak. Rzadko dochodzi do nieprzyjemnych sytuacji. Jestem rozpoznawalna, ludzie zazwyczaj chcą się przywitać, przekazują wyrazy sympatii...