Niedawno jego firma pochwaliła się rekordem lajków polskiego Facebooka, zdobytym pod obrazkiem starszej pary. Rekord okazał się skuteczną akcją mającą udowodnić, jak łatwo "wyżebrać" lajka. Krzysztof Gagacki zaczynał jako bankowiec. Od kilku lat prowadzi parę internetowych przedsięwzięć. Sporo się dowiedział o polskim internecie i polskich internautach. Stąd ten wywiad. Rozmawialiśmy o tym, dlaczego użytkownicy chcą "mięsa", dlaczego internet tabloidyzuje media, dlaczego jest taki problem z komentarzami w polskiej sieci. Ale zaczęliśmy od pieniędzy.
W polskim internecie są pieniądze. Ale czy Porsche powinno być ich wyznacznikiem ?
Metkę w salonie ma.
Na biznesie w internecie można zarobić, tak jak na każdym. Ale to jest też ryzykowny biznes, w którym równie dużo można utopić. Widziałem przypadki, gdzie były tracone miliony euro w ciągu roku. Można w internecie zarobić, ale to nie jest rzeka złota, do której wystarczy wejść i to się dzieje samo. Tak nie jest. Za każdym biznesem musi stać pomysł, odpowiedni moment, ciężka praca i odrobina szczęścia.
Miliony euro można stracić. Czy można je też w ciągu roku zarobić?
Można. 4-5 milionów euro w ciągu roku wyobrażam sobie, że można zarobić. Ale to jest uzależnione od trendów, sezonowości produktów. Internet jest takim medium, gdzie możemy szybko zarobić raz, ale nie zawsze ten sukces jest możliwy do powtórzenia w kolejnych latach.
Tak się złożyło, że jadąc tu spotkałem na światłach w czerwonym Porsche Michała Brańskiego z o2. Pana auto jest przy jego czerwonym wyjątkowo dyskretne.
To nie jest przypadek. Nie chciałem, żeby rzucało się w oczy. Porsche kupiłem dla siebie, dla przyjemności z jazdy. To nie jest samochód, który ma być moja wizytówką, wyznacznikiem czegokolwiek. To jest auto dla funu dla mnie, a nie dla szpanu na ulicy. Ostentacja jest dobra w show biznesie, w tradycyjnym biznesie już jednak nie koniecznie.
Od czego zaczął się Pana biznes?
Sam początek to był serwis plotkarski, który otworzyłem ze wspólnikiem. Zainspirował mnie do tego Pudelek. Nie jako serwis, ale jako przekonanie, że już nadszedł odpowiedni czas na takie produkty. Myślałem o tego typu serwisach, kiedy przez siedem lat mieszkałem w Kanadzie. Potem wróciłem do Polski i zacząłem pracę w bankowości. Później pracowałem w due dilligence, a dopiero potem przyszedł czas na biznes internetowy.
Nuda
Analizy spółek. Dla mnie nie było nic fajnego w tej pracy. Zupełnie nie interesowało mnie pięcie się po szczeblach kariery. Lubiłem wyzwania, które dają mi frajdę. Nie znałem się wtedy na internecie, chociaż spędzałem w nim dużo czasu. Wtedy dokładnie przyjrzałem się rynkowi. Patrząc na ceny rate cardowe uznałem, że to są ostateczne wyceny i stwierdziłem: tu faktycznie zarabia się miliony. Otworzyliśmy serwis plotkarski. Po czterech, może pięciu miesiącach, kiedy osiągnęliśmy dobry wynik w Megapanelu, dostaliśmy propozycję sprzedaży serwisu. Niestety nie doszliśmy ze wspólnikiem do porozumienia i transakcja nie doszła do skutku. Zdecydowałem się sprzedać swoje udziały, a po pewnym czasie cały biznes został sprzedany do Point Group.
Co dalej pan robił?
Wiedziałem już, że zostanę w internecie i po analizie rynku uznałem, że otworzę serwis kobiecy. Wtedy w internecie treści skierowane do kobiet były po prostu bardzo słabe. Pojawiały się sekcje kobiece w portalach, które były aktualizowane raz na tydzień. Ja chciałem przenieść do internetu format prasowy, a więc codzienny. Tego wcześniej nie było. Był jeden wielki serwis, który był oparty przede wszystkim na forum. A ja chciałem tworzyć content. Bardzo podoba mi się tworzenie treści. Doszedłem do wniosku, że trzeba dać kobietom serwis, w którym będą miały codzienną dawkę odpowiedniej jakości treści w ilości kilkunastu artykułów i tym coś uda się nam się stworzyć nową jakość. Tak właśnie powstał Papilot.pl. I tym sposobem wystartowaliśmy.
Dużo pieniędzy kosztował?
Około 400 tysięcy złotych. To była spora inwestycja. Tę kasę wydaliśmy do momentu break-even, czyli przez pierwsze 7-8 miesięcy. Wtedy podpisaliśmy kontrakt, który dawał nam płynność finansową i pozwalał utrzymywać serwis, dalej inwestując w jego rozwój. Nie były to mega duże pieniądze, ale one równoważyły koszty. To było nasze główne założenie. Zależało nam na osiągnięciu break-even jak najszybciej. Pozyskałem wspólnika, który został inwestorem. I tak to się zaczęło. Potem otworzyłem jeszcze agencję interktywną Livebrand, która skupia się na wykorzystaniu social media w kampaniach marketingowych, obsługujemy czołowe marki w kraju. Obecnie uruchamiamy agencję PR, która będzie uzupełniała ofertę Livebrandu. Nazwiemy to Livebrand Communications. I w tych dziedzinach też są pieniądze, trzeba tylko umieć je pozyskać z rynku.
Na co wydaliście te 400 tysięcy w Papilocie? Na dziennikarzy?
Na promocję. Głównie na ad wordsy. Na wygenerowanie ruchu.
Powiedział pan, że „lubi produkować treści”. Dlaczego nie wydawał pan na treści?
Koszt produkcji treści nie był aż tak wysoki, jako koszt pozyskania ruchu. Zwłaszcza takiego ruchu, który pozwoli nam na osiągnięcie rentowności. Reklamodawców do wartości serwisu przekonuje wygenerowany ruch i odsłony, a nie tylko content.
Próbowaliście zmienić rynek?
Nie zadziałało. Rynek nie edukował wystarczająco. Musieliśmy się podporządkować regułom, którymi rządziła monetyzacja, czyli ruch i odsłony.
Czy więc w tym biznesie ma jakiekolwiek znaczenie, czy artykuł jest lepszy czy gorszy?
Myślę że ma. Ale istotna jest też forma, w jakiej to wszystko będzie podane. Ważny jest format. Fajnie jest pisać wartościowe treści, ale trzeba pamiętać o formacie, który spowoduje, że ta treść nie zostanie przeczytana przez 50 osób, tylko przez 5000.
Czego chcą ludzie?
Mięsa.
To znaczy?
Internet jest jednym wielkim tabloidem, jeśli chodzi o informację i o media. Każde medium, które wchodzi do internetu, po pewnym czasie tabloidyzuje się. Dosłownie każde. Nie ma tutaj żadnych wyjątków.
Z własnego wyboru, czy użytkowników?
Użytkowników. To oni wolą formę bardziej rozrywkową. Nawet jeśli treść jest poważna, to wolą ją dostać w postaci bardziej zarysowanej. Ten format musi mieć ostre krawędzie, a nie gładkie, płynne i nijakie.
Bardzo dużo modelowaliśmy treści. Przez pierwsze trzy miesiące dokładnie patrzyliśmy jakie treści generują i konwertują dobry ruch i zasięg, a jakie nie. Potrafiliśmy ten sam temat przełożyć na trzy różne formaty i wiedzieliśmy, w którym się sprzedaje, a w którym nie ma zainteresowania. Bardzo fajnie jest tworzyć wartościowy content i mieć wartościowych czytelników, tylko jeśli nie możemy się utrzymać, to biznes traci sens. My wykonaliśmy liczne próby na contencie, zanim doszliśmy do perfekcyjnego modelu.
Jaka jest przyszłość reklamy graficznej w internecie?
Ja bardzo chciałbym i bardzo sobie tego życzył, aby przyszłością były rozliczenia za na przykład zaangażowanie użytkownika, a nie tylko zasięgi i odsłony. Być może tak kiedyś będzie. W tej chwili mamy nadpodaż odsłon. Mamy więcej odsłon w polskim internecie niż jesteśmy w stanie zapełnić. Żaden duży serwis nie jest w stanie zapełnić pokrycia reklamowego na większości swojej przestrzeni reklamowej. Jeżeli mamy nadpodaż odsłon, to na przestrzeni 2-3 lat może to doprowadzić do tego, że będą brane pod uwagę zupełnie inne wskaźniki niż tylko liczba odsłon i uzyskany CTR. Tutaj mamy duże pole do rozwoju.
Nie wiem czy słyszał pan reakcję na fiasko giełdowego debiutu grupy o2. Kuba Wojewódzki i wielu ludzi mediów publicznie wyrażało radość, że Brańskiemu się nie udało.
To był zawistny rechot. To są flagi starych mediów, a stare media tracą na rzecz nowych. Czy Pudelek wyrządził dużo złego? Nie wydaje mi się. To Pudelek monetyzuje celebrytów. To dzięki niemu oni się mogą się zmonetyzować.
Przez co dokładnie? Przez to, że pojawiają się na ich temat nieprawdziwe informacje? Że paparazzi czatują pod ich domami? Co dobrego z tego wynika?
Zwiększenie rozpoznawalności. A większa rozpoznawalność często oznacza wyższą wiarygodność. Jeżeli politycy lądują na Pudelku, to ich pozycja jest dużo wyższa niż gdyby byli anonimowi. Pudelek w tym pomaga. Oczywiście ma to swoje drugie dno i swoje koszty. Trzeba się liczyć, że będą bluzgi w komentarzach. Polska mentalność jest jaka jest. Czy Pudelek zepsuł internet? Nie. Czy Pudelek zepsuł świat celebryckiej próżni? Wydaje się, że go po prostu pokazał w ciekawy sposób. Dla Kuby Wojewódzkiego niepowodzenie o2 jest powodem do świętowania, bo niespecjalnie odnalazł się w świecie internetu.
Niedługo będzie miał 1 milion fanów na fanpejdżu.
To nie był jego oficjalny fanpejdż. On zaczął go kontrolować dopiero po wielu miesiącach, gdy zdał sobie sprawę, że szybko rośnie i coś z tym trzeba zrobić. o2 ma łatę Pudelka. Nie mówiło się, że o2 idzie na giełdę, tylko że Pudelek idzie na giełdę. Czyli że to bydle, które nam tutaj nasmrodziło chce jeszcze z giełdy pozyskać pieniądze, jakby im było mało.
Pan coś zrobił dla polskiego internetu dobrego?
Tak. Szczególnie dla kobiet.
A co takiego wartościowego mają w pana serwisach?
Treść jest wartościowa. Są elementy edukacyjne, jest treść kulturalna, lifestylowa, związana z modą czy ze zdrowiem. W momencie gdy nie było Papilota, sekcje dla kobiet dużych portali były aktualizowane raz na tydzień. Parę miesięcy po uruchomieniu naszego serwisu, każdy wydawca starał się powelić nasz format. Na Boska.pl są z kolei unikalne treści jeśli chodzi o modę. O wszystkich nowościach informujemy jako pierwsi. Inne portale po nas kopiują newsy. Będziemy teraz też wychodzić poza internet. Boska będzie partnerem pokazów mody znanych polskich projektantów. To jest wartość.
Co to za treść, z której pan jest dumny? Choć nie jestem targetem byłem na Papilocie dziś. Żeby obejrzeć galerię, trzeba 15 razy kliknąć i natłuc panu odsłon i reklam. A potem tekst ma może 500 znaków.
My musimy lawirować pomiędzy użytkowniczkami, które chcą szerszej treści, a tymi które wolą treść w krótszym formacie.
Ludzie lubią czytać w internecie?
Lubią przede wszystkim skanować. Czytać od deski do deski wszyscy wolą w papierze. Na tekst w internecie poświęcają maksymalnie do minuty. Papilot, jak wynika z Megapanelu, ma najdłuższy czas spędzany na witrynie i najwięcej odsłon na użytkownika wśród serwisów kobiecych.
W to ostatnie wierzę, widząc ile odsłonorobów wbudowaliście w portal.
Najdłuższy czas wynika z treści. Jeżeli treść nie miałaby wartości, a byłaby sprzedana tylko ładnym tytułem i zdjęciem, to wiadomo że ludzie wejdą, ale po 3 sekundach zamkną okno. U nas jednak zostają. To pokazuje wartość. I to ma realną wartość reklamową. Tu wracamy do rynku reklamy. My idziemy w tym kierunku, aby reklama miała większą wartość niż CPMy i CTRy. Staramy się nagłośnić to, jak bardzo ważny jest czas spędzony przez użytkownika na witrynie. Bo to jest de facto czas spędzony w otoczeniu reklamy.
Pan chce robić wartościowe rzeczy, czy cynicznie zarobić jak najwięcej pieniędzy?
Gdybym chciał tylko wyciągnąć jak najwięcej forsy, to mogłem to zrobić 2 lata temu. To tych Porsche mogłoby tu stać kilka. Ja chcę robić fajne, dobre, jakościowe rzeczy. Ja tu nie jestem tylko dla kasy. Chcę kasę zarabiać robiąc rzeczy, z których czerpię radość i satysfakcję. Nie czerpię radości z produkcji g... Jest dużo sposobów na zarobienie w internecie na niskiej jakości produktach, a ja tego nie robię.
Jakich?
Można było postawić serwis, który byłby oparty tylko o SEO, takich serwisów postawić ileś. Napompować to PR-owo, zrobić z tego wydmuszkę i sprzedać jak był hype czyli 3 lata temu. Jak się ma głowę na karku i widzi jak ten rynek funkcjonuje, jak funkcjonują duzi gracze, duże wydawnictwa, jak działają poprzez akwizycję, to można było na tym skorzystać i prowadzić działania konkretnie pod nich, coś, co nie ma żadnej prawdziwej wartości. Takie przypadki już były.
Jak ten rynek funkcjonuje? Jaki jest polski internet?
Jest silnie obsadzony przez różnych ludzi. I przez takich, którzy chcą tutaj robić coś dobrego, bo wierzą że to jest przyszłość, ale też przez takich, którzy zobaczą Porsche, Ferrari u chłopaków, którzy nie skończyli 30-stki i uznają, że to jest to miejsce, gdzie można zrobić numery w stylu Amber Gold. Polski rynek internetowy jednocześnie nie jest zbyt wymagający.
Mimo że bardzo konkurencyjny?
Nie jest wymagający w kontekście silenia się na coś nietuzinkowego. Jest mało innowacyjny. Monetyzacja jest na najprostszym poziomie. Czy te wszystkie wysublimowane produkcje internetowe odnoszą w Polsce sukces? Nie. Na świecie tak, mogą zdobyć sławę. Mamy kilka przykładów polskich produkcji, które na świecie zdobyły rozgłos, zdobyły dofinansowanie, a w Polsce były znane tylko wśród blogerów. Tymczasem produkt monetyzuje szara masa użytkowników. W Polsce sukces odnoszą takie produkcje jak np. Kwejk.
To jest kwestia niewyrobienia polskich użytkowników?
To jest kwestia dojrzałości polskich użytkowników. Polski user jest jeszcze młody. Od kiedy w Polsce jest internet? Trzeba najpierw wyeksploatować do końca kulturę niższą, żeby wejść na tę wyższą.
Czyli wierzy pan, że kiedyś wejdziemy na wyższy poziom.
Jest szansa, że wejdziemy. Zmienia się percepcja. W tej chwili konsumpcja bardziej ambitnych treści jest dla użytkowników intelektualnie obciążająca i trudno im to robić między kawą a kanapką. Większe obycie z internetem za kilka lat sprawi, że użytkownicy nauczą się to robić.
Nie lamentuje pan z powodu upadku jakości w internecie widząc choćby pozycję Kwejka i Demotywatorów w sieci?
Nie lamentuję, bo te produkty są także potrzebne.
Do czego?
Do rozrywki. Każdy lubi się rozerwać, pośmiać z memów. Takie medium jak Kwejk przyczyniło się do tego, że memy wyszły poza internet m.in. do prasy drukowanej. Polityka zrobiła okładkę z memu.
Kwejk jest w Megapanelu w kategorii „Kultura i rozrywka”. Na nowo definiuje, co znaczą zarówno kultura, jak i rozrywka.
Megapanel powinien rozbić kategorię. Czy internauta widzi kulturę w Kwejku? Dla dzisiejszej młodzieży Kwejk to jest właśnie kultura.
Wydawcy treści mają pana zdaniem jakąś odpowiedzialność za edukację internautów?
To pytanie do każdego z nich. Sądzę, że duże grupy mediowe czują potrzebę zarabiania, a nie edukowania. To są biznesy, w których liczą się wyłącznie cyfry. Ta edukacja fajnie się sprzedaje PR-owo. Na każdym wystąpieniu prezesa trzeba mówić o tym, jak bardzo edukujemy odbiorców, użytkowników, telewidzów, internautów. Na końcu i tak jest zawsze biznes. Edukacja jest ważnym wizerunkowo dodatkiem.
Myślę że faktycznie jest to problem. Jeśli podzielimy sobie całość komentarzy na te pozytywne, neutralne i negatywne i weźmiemy pod uwagę 5 krajów, 5 serwisów równorzędnych tematycznie, to faktycznie w Polsce najwięcej będzie negatywnych komentarzy. My też mamy z tym bardzo duży problem. Na Papilocie jest bardzo dużo negatywnych komentarzy dotyczących wszystkiego. Nawet nie tego, że treść się nie spodobała. To są komentarze, że pani na zdjęciu jest za chuda, albo za gruba, albo że ktoś opisywany w tekście jest niefajny. Z takimi komentarzami trudno jest walczyć. Warto mówić o tym źle wpływają one na całokształt biznesu. Reklamodawca widzi te komentarze, ten jad. To nie jest dobre.
Skąd się ten jad bierze?
To jest polska frustracja, a internet jest tym kanałem gdzie frustracja może znaleźć doskonałe ujście.
Jak na to zareagować?
Sankcje na niewiele się zdadzą. Trzeba edukować tych ludzi.
Kto ma to robić? Sam pan powiedział, że firmy nie są tym zainteresowane.
To nie jest tylko i wyłącznie sprawa wydawców. Chodzi mi o to, żeby wpłynąć na społeczeństwo tak, aby zmniejszył się poziom frustracji. Ludzie są sfrustrowani tym, w jakim kraju żyją. Ta frustracja wylewa się w komentarzach w internecie. To jest ten ‘hate’. On nie wynika z jakiegoś jednego zdania, które użytkownik przeczytał w tekście. On wynika z tego, że użytkownik chodzi sfrustrowany innymi sprawami od wielu miesięcy. Wtedy wystarczy byle pretekst, by wyładować negatywne emocje, których jest dużo, stanowczo za dużo. Internet jest miejscem, gdzie możemy się części z nich pozbyć. Co jest lepsze – wyjść na ulicę i kogoś uderzyć czy wyładować się w komentarzach?