Jeśli ta historia wydarzyła się naprawdę, to wielki szacun dla pana Kamila, który bez nienawiści po prostu przytulił znajomego geja z osiedla. To też przykład na to, że nikogo nie można oceniać po pozorach.
Grzegorz Miecznikowski opublikował na Facebooku historię spotkania z dresiarzem z Woli. Miecznikowski, w którym nadal żywe były bolesne wspomnienia z białostockiego marszu równości, czuł się zaniepokojony zaczepką mężczyzny. Panu chodziło jedynie o papierosa, jednak jego aparycja "prawdziwego Polaka" plus wypity alkohol, wprowadzały atmosferę znaną każdemu z nocnych powrotów przez bramy osiedli. Było nerwowo.
"Wyjmuję więc z kieszeni zapalniczkę. Próbuję podpalić mu papierosa. Klik i pojawia się ogień. Mordeczka łapie mnie ze przegub. Podpala, ale uścisku nie puszcza" – opisuje Miecznikowski. Mężczyzna próbował przekonać geja, że znają się z przeszłości. Ostatecznie dres przypomniał sobie, skąd zna mężczyznę. "Już wiem! Nasz pedał! Już wiem! Ty to nasz pedał!" – miał krzyczeć.
Mając w pamięci wydarzenia z Białegostoku, finał tej sceny wydaje się bardzo zły dla Miecznikowskiego. Tymczasem dresiarz – pan Kamil miał go przytulić i w bardzo dresiarskich słowach skrytykować kiboli, którzy zaatakowali marsz równości w Białymstoku.
"Mordo pamiętaj, bo ja mieszkam w klatce obok, nr 27 mieszkania, jakby coś się tu działo, to do mnie albo mojej laski, o Kamila wołaj, bo jesteś naszym pedałem i jak jakiś problem, to zaradzimy" – rzekomo dodał pan Kamil.
O co chodzi z "naszym pedałem"?
"Termin NASZ PEDAŁ został ukuty na Woli, dokładnie na moim osiedlu, na którym mieszkałem kilka lat temu. Wracałem z imprezy, z pewnym chłopakiem, odprowadzał mnie rano do domu. Pod blokiem usiedliśmy na ławce i gadaliśmy. Była 4 czy 5 rano, późna jesień. Podbija do nas dwóch typów, którzy zaczynają się drzeć, że jesteśmy z policji i że dla takich to piach. Pokazują nam 'klamki' (czyli pistolety), ukryte za pazuchą kurtki. No i nagle wybiega sąsiadka czy sąsiad, może nawet Mordeczka vel Kamil i krzyczy żeby zostawić, bo to nasze pedały i nie wolno tknąć. I tak jakoś ten 'nasz pedał' na osiedlu funkcjonował, a mi w sumie włos z głowy nie spadł" – wyjaśnił Miecznikowski.