Pewnym jest już, że Robert Biedroń nie zrezygnuje z posady w europarlamencie i wbrew wcześniejszym zapowiedziom nie będzie startował w jesiennych wyborach do Sejmu. Między innymi o tym poinformowano w poniedziałek podczas konferencji, na której zjednoczona lewica ujawniła formułę, w jakiej będzie rywalizowała o miejsca w parlamencie.
Sojusz Lewicy Demokratycznej, Wiosna i Razem jednak nie ryzykują stworzenia koalicji, którą obowiązywałby podwyższony, aż 8-proc. próg wyborczy. Włodzimierz Czarzasty, Robert Biedroń i Adrian Zandberg postawili na bezpieczniejsze rozwiązanie. Powstanie Komitet Wyborczy Lewica, który będzie obowiązywał tylko 5-proc. próg.
To wyciągnięcie wniosków z 2015 roku, gdy Zjednoczonej Lewicy zabrakło nieco głosów, aby osiągnąć 8 proc. i znalazła się poza parlamentem. Według ostatnich sondaży, nowy lewicowy komitet bez problemu powinien przekroczyć zwykły, 5-proc. próg wyborczy.
Co ciekawe, Adrian Zandberg poinformował podczas konferencji prasowej, że "bazą organizacyjną tego startu" będzie struktura SLD. Partia ta jest nie tylko duża i doświadczona, ale dysponuje także odpowiednimi pieniędzmi. Wygląda więc na to, że - przynajmniej na czas kampanii wyborczej - Razem i Wiosna zostają wchłonięte przez Sojusz.
W poniedziałek potwierdzono też, że Robert Biedroń nie dotrzyma obietnicy, którą złożył jeszcze w czasach powstawania Wiosny. Polityk zapewniał wówczas, że będzie startował do Parlamentu Europejskiego, ale odda zdobyty tam mandat po to, aby móc wziąć udział w wyborach do Sejmu. Koniec końców nic z tego nie wyjedzie.
Jak się okazało, Biedroń utrzyma zdobyty na 5 lat mandat w Brukseli, więc nie pojawi się na liście lewicowego komitetu. Zostanie on jednak szefem sztabu wyborczego Lewicy.