
Andrzej Grzegrzółka, dyrektor Centrum Informacyjnego Sejmu, nie opuścił Kuchcińskiego również podczas poniedziałkowej konferencji, kiedy wreszcie ten podjął próbę wytłumaczenia się z licznych podróży rządowymi samolotami.
Dziennikarz z ambicjami
Zanim w listopadzie 2016 roku Grzegrzółka trafił do Centrum Informacji Sejmu, pracował jako wydawca serwisów informacyjnych w Superstacji.
Myślę, że podjął tę decyzję, by jego kariera potoczyła się szybciej. Ta praca w Sejmie na początku wydawała się dość spokojna. Przez ostatnie 10 lat szef biura Centrum Informacyjnego Sejmu był osobą anonimową. A przy tym marszałku zaczęło się bardzo dużo dziać, był protest dziennikarzy, sejmowej opozycji i Andrzej pojawił się w pierwszym szeregu i zaczął się kojarzyć z władzą.
Tarcza obronna marszałka
Grzegrzółka jest zaprawiony w boju. Już nie raz musiał tłumaczyć się z absurdalnych pomysłów swoich szefów, jak na przykład z tego, że dziennikarzom ograniczono dostęp do korytarza sejmowego.
Sejmowi reporterzy wręcz alergicznie reagują na nazwisko Grzegrzółka. – Pracownicy mediów podejrzewają go o złośliwości pod ich adresem. Mają do niego duży żal, że opuścił nasz obóz – uważa były redakcyjny kolega Grzegrzółki.
Nikt nie jest naiwny i nie spodziewa się, że teraz Kuchciński czy Grzegrzółka podadzą się do dymisji. – Andrzej mówił, że nie zamierza iść w politykę. Może to wynikało z tego, czego już doświadczył. Może nie sądził, że w Sejmie będzie tak trudno – zastanawia się jeden z dziennikarzy.