Logika Jarosława Kaczyńskiego, którą posługiwał się prezes PiS przy okazji dymisji Marka Kuchcińskiego, przejdzie do historii polskiej polityki. Bo okazało się, że odchodzący marszałek nic złego nie zrobił, a i tak musi odejść. A na dodatek to samo robił Donald Tusk i w jego przypadku to już jednak było złe. Na prawicy już widać, że chcą przerzucić dyskurs na loty szefa rządu PO-PSL, ale jak to często bywa – ta próba nie do końca trzyma się kupy.
– Donald Tusk jako premier odbył 281 lotów do Gdańska; odbył też szereg podróży do krajów atrakcyjnych turystycznie. Co do sensu politycznego tych wyjazdów można mieć pewne wątpliwości. No i jeździł tam z żoną – powiedział w czwartek prezes Kaczyński chwilę po tym, jak swoją dymisję ogłosił Marek Kuchciński. W sumie lotów Tuska jako premiera było ponad 500, ale w tę liczbę wchodzą także oficjalne delegacje, a nie tylko "loty do domu".
Niemniej jednak prezes PiS zasugerował dziennikarzom, żeby zajęli się tą sprawą. Zupełnie jakby nie została ona przed laty wyjaśniona. A ponieważ była, to prezesowi można przypomnieć kilka faktów.
LOTÓW BYŁO PO PROSTU MNIEJ
Kaczyński tutaj sam się wystawił na krytykę. Skoro lotów premiera Tuska do domu i z powrotem było 281, to łatwo policzyć, że przy 82 miesiącach bycia premierem wychodzi 3,4 lotu na miesiąc.
Dla porównania Kuchcińskiemu udowodniono 109 lotów w ciągu 16 miesięcy. To daje 6,8 lotu na miesiąc – przy założeniu, że wiemy o wszystkich lotach marszałka, co wcale nie jest przecież pewne.
BYŁY TAKŻE LOTY REJSOWE
Donald Tusk jako premier (przed Smoleńskiem) korzystał z Tu-154M lub Jak-a 40, zdarzał się także śmigłowiec. Po Smoleńsku został Jak, potem rząd przesiadł się na dzierżawione od LOT-u Embraery. Wiele osób na prawicy nie chce jednak pamiętać, że Donald Tusk odbył wiele lotów samolotami rejsowymi. A to akurat coś, co marszałkowi Kuchcińskiemu się nie zdarzało.
Publikacji na ten temat było wiele. Choćby w 2007 roku "Dziennik" pisał o podróży Tuska rejsowym samolotem do Brukseli.
MEDIA SIĘ TYM JUŻ ZAJĘŁY
Kaczyński grzmiał, że media powinny przyjrzeć się lotom Donalda Tuska. Ale przecież zrobiły to. O lotach premiera informowały media, które w rozumieniu prezesa PiS są zdecydowanie "proplatformerskie", a więc choćby "Newsweek".
Wreszcie o lotach Tuska szeroko informowała nawet… Telewizja Polska. Dzisiaj takie coś jest nie do pomyślenia. Przypomnijmy tylko, że tuż przed dymisją Kuchcińskiego TVP Info transmitowało łzawą konferencję prasową samorządowców z Podkarpacia, którzy mówili, jaki to marszałek jest (był) dla nich dobry.
A już po dymisji TVP zapomniała o Kuchcińskim i zajęła się wyłącznie Tuskiem. Sprawą sprzed niemal ośmiu lat.
RODZINA NIE LATAŁA
Przyznał to nawet Michał Krzymowski, który jako jeden z pierwszych opisał w "Newsweeku" loty Donalda Tuska do Gdańska. Tusk pomiędzy stolicą a Pomorzem kursował często, ale robił to sam. Ewentualnie w towarzystwie osób do tego uprawnionych.
– Małgorzata Tusk całe swoje życie koncentrowała na Trójmieście. Za Warszawą chyba nie przepadała, nie miała tam znajomych i powodów, żeby tu przylatywać. Podobnie było z córką i synem – powiedział Krzymowski w rozmowie z Wirtualną Polską.
Przypomnijmy, że z Kuchcińskim rodzina latała wielokrotnie. Sam marszałek przyznał, że raz jego żona leciała samolotem sama. Bez jego towarzystwa.
Dla porządku: raz Tusk został przyłapany na locie z żoną. Ale do Kuchcińskiego "nie ma podjazdu" w tej kwestii. Marszałkowi udowodniono bowiem wielokrotne loty z rodziną czy z osobami do tego nieuprawnionymi – choćby z posłem Piotrowiczem, który miał wieźć żonie leki.
NIE BYŁO STATUSU HEAD
To chyba budzi największe kontrowersje w przypadku Marka Kuchcińskiego. Jego loty organizowano na podstawie instrukcji HEAD, która jest zbiorem reguł pozwalającym na bezpieczne przygotowanie lotów najważniejszych osób w państwie.
Rzecz w tym, że stworzenie takiego lotu wcale nie jest proste. Cała instrukcja, która obowiązuje polskie służby, to prawie 80 stron. Przygotowanie podróży jest pracochłonne i na ostatnią chwilę powinno się korzystać z tej procedury tylko w bardzo pilnych sprawach. Na przykład przy locie na tereny objęte klęską żywiołową.
Kuchciński takiego powodu do lotu nigdy nie miał. Mimo to instrukcja HEAD była przy jego lotach wykorzystywana bardzo często, a na dodatek decyzja o jej zastosowaniu równie często zapadała w ostatnich chwilach. Co w oczywisty sposób mogło doprowadzić do błędów. Zresztą zasady były łamane.
Dodajmy jeszcze, że status HEAD wymaga, aby do lotu była zawsze przygotowana druga maszyna. To tak na wypadek, gdyby pierwsza zawiodła np. z powodów technicznych. To dodatkowe, bardzo wysokie koszty.
W przypadku Tuska ta instrukcja nie była wykorzystywana w taki sposób – a przynajmniej nie wynika to z wykazu, który tak chętnie PiS pokazywało.