PiS okopało się na swoich pozycjach i do końca chce bronić tajemniczej listy osób popierających kandydatury na sędziów KRS. Przypadek sędziego Macieja Nawackiego pokazuje, że może chodzić o ukrycie poważnych błędów i nadużyć. Jak donosi "DGP", Nawacki został sędzią wyłącznie na podstawie arbitralnej decyzji Marka Kuchcińskiego.
Żeby zostać sędzią Krajowej Rady Sądownictwa trzeba było zebrać 25 głosów sędziów rekomendujących na to stanowisko. Maciej Nawacki zebrał ich 28, więc w zasadzie wszystko byłoby w porządku, gdyby nie jeden szczegół. Jak donosi "Dziennik Gazeta Prawna", 6 sędziów wycofało swoje rekomendacje.
Pięciu z nich wysłało do Kancelarii Sejmu faks w sprawie zmiany decyzji jeszcze 25 stycznia, jeden zrobił to dzień później. Marek Kuchciński stwierdził jednak, że cofnięcie rekomendacji nie ma żadnego znaczenia. Marszałek Sejmu arbitralnie stwierdził ważność kandydatury i uznał sprawę za zamkniętą.
Tymczasem nie jest to wcale tak oczywiste. Termin zgłaszania kandydatów mijał 29 stycznia. Jeśli tego dnia Nawacki nie miał 25 głosów rekomendujących, to zdaniem wielu sędziów jego kandydaturę należało uznać za nieważną. Sam Nawacki, na łamach "DGP" tłumaczył, że "dopuszczenie możliwości cofania poparcia mogłoby służyć do utrącania kandydatur, a tym samym do obstrukcji całych wyborów".
Tymczasem PiS broni tajemnicy listy poparcia dla KRS z wielką konsekwencją. Marszałek Kuchciński zignorował wyrok NSA w tej sprawie, politycy nie reagują na wezwania Rzecznika Praw Obywatelskich, posłowie PiS wnieśli wniosek do Trybunału Konstytucyjnego o wstrzymanie wykonalności wyroków dotyczących ujawnienia list poparcia do upolitycznionej Krajowej Rady Sądownictwa.