Wielki i niemal idealny. BMW znowu ma w nosie narzekaczy i pokazuje nowego kolosa
Michał Mańkowski
02 września 2019, 10:00·5 minut czytania
Publikacja artykułu: 02 września 2019, 10:00
– Że jaki samochód będziesz miał na testach? – zapytał zaskoczony znajomy. To jego reakcja, gdy usłyszał o BMW X7. To auto, którego nigdy wcześniej na drogach nie mogliście widzieć. Największy SUV w gamie i jeden z największych na rynku. A do tego jest wręcz obrzydliwie luksusowy i komfortowy. Me gusta.
Reklama.
Gdy pierwszy raz widziałem BMW X7, przedstawiciele marki nie pozwalali robi żadnych zdjęć. Model był trzymany w takiej tajemnicy, że nasze telefony zostały pozaklejane specjalnymi naklejkami. Tak było parę długich miesięcy temu.
Gdy spotkaliśmy się po raz drugi, w sierpniowy poranek, żadnych obostrzeń już nie było. Hulaj dusza (fotograficzna), piekła nie ma. Auto, które wydawało się wielkie w zamkniętym pomieszczeniu bez okien, w środowisku naturalnym na ulicy okazało się... jeszcze większe.
Kojarzycie serię "Asterix i Obelix"? Ten drugi był dużo większy od pierwszego. Miał też więcej siły, bo w dzieciństwie wpadł do kociołka z magicznym wywarem. I trochę tak jest z tym samochodem. BMW X7 to takie zwykłe BMW serii 7 (limuzyna), które wpadło do takiego powiększającego kociołka.
Albo jeszcze inaczej. Jest jak Pokemon, który przechodzi z pierwszego poziomu mocy na trzeci. Niby ten sam, ale cholernie rośnie i zmienia się nie do poznania.
I trochę tak jest właśnie z X-em siódmym. Choć potrafi przestraszyć i przytłoczyć swoimi gabarytami, w ogóle nie idzie na kompromisy. Jest SUV-em, nie da się tego ukryć, ale jednocześnie pozostaje obłędnie luksusową i komfortową limuzyną. Jak widać, można mieć ciastko i zjeść ciastko.
Żeby być jednak w zgodzie z prawdą, trzeba przyznać, że BMW dość późno wzięło się za pieczenie tego ciastka. Przecież na drogach już od wieeelu lat możemy oglądać znane Audi Q7 czy mercedes'owskiego GLS-a.
BMW do tej królewskiej klasy SUV-ów wchodzi stosunkowo późno. Ale jak już wchodzi to – cytując klasyka – całe na biało. To istne monstrum. Swoimi rozmiarami potrafi przytłoczyć i przerazić – zwłaszcza kierowców, którzy widzą je w lusterku wstecznym. Mógłbym zasypać was cyferkami odnośnie rozmiarów, ale to i tak nie odda tych gabarytów.
Jest gigantyczne na każdej płaszczyźnie. Gdy siadasz za kierownicą i po raz pierwszy odwrócisz się do tyłu, jesteś zaskoczony jak daleko znajduje się tylna szyba. Jak w małym autobusie. Wchodzisz do niego jak po drabinie, a gdy raz przesiadłem się od razu do niziutkiego i twardego sportowego auta, poczułem się jakbym był workiem kartofli, który nagle wpadł do piwnicy. Auć. Nie sądziłem, że kiedyś to powiem, ale bardzo szybko zatęskniłem wtedy do X7-ki.
Metafora autobusu jest tutaj zresztą nieprzypadkowa, bo X7 takim małym autobusem jest. Są tutaj trzy rzędy foteli i śmiało możemy zabrać do środa 6-7 osób. Czemu 6-7? Ano dlatego, że środkowy rząd można kupić w dwóch wariantach. Można wybrać tam normalną, trzyosobową kanapę lub dwa oddzielne fotele. Wtedy miejsca jest jeszcze więcej, ale auto jest nieco mniej praktyczne. a zdjęciach widzicie model z dwoma oddzielnymi fotelami, osobiście postawiłbym jednak na kanapę.
To, co jest godne uwagi, to fakt, że siedzenie w trzecim rzędzie wcale nie jest tutaj komunikacyjnym dramatem, co jest częste w takim przypadku. Fotele są duże, wygodne, a miejsca jest wystarczająco nawet dla dorosłej osoby. Pewnie, nieco mniej niż z przodu, ale śmiało wsiądzie i dość wygodnie będzie podróżował tam pełnoprawny dorosły (o ile nie ma 2 metrów). Wtedy naturalnie tracimy sporo przestrzeni bagażowej, no ale coś za coś.
Realnie wejdą tam wtedy dwie walizki podręczne i ze dwa plecaki Chyba że złożycie dwa tylne rzędy i przestrzeń bagażową sobie powiększycie. Śmiało można się wtedy przeprowadzać. Praktycznym gadżetem jest także rozkładana tylna część drzwi od bagażnika, która służy za półkę załadunkową z udźwigiem do 100 kg.
Samo zarządzanie ustawieniami foteli w każdym rzędzie jest całkowicie zautomatyzowane. I nie mówię tu tylko o ustawieniach góra/dół/oparcie itd., ale o rozkładaniu i chowaniu ostatniego rzędu. Możemy to robić także z poziomu bagażnika. Chwilę czasu trwa zanim na spokojnie człowiek połapie się, co służy do czego.
Skoro jesteśmy przy rozmiarach, to nie sposób nie wspomnieć o tym, co w kontekście BMW X7 oraz nowej serii 7 robi najwięcej zamieszania. Chodzi o grill, czyli atrapę chłodnicy, która jest wręcz karykaturalnych rozmiarów. Ja jednak – podobnie jak w limuzynie – totalnie to kupuję. W dzisiejszych czasach trzeba być jakimś, wyróżniać się na tle innych.
BMW X7 robi to na wiele sposobów, grill jest jednym z nich. Poza tym ze względu na rozmiary auta, on sam w sobie nie wydaje się aż tak wielki i wygląda naturalnie. Jest ogromny, to fakt, ale perspektywa robi tutaj różnicę. Wygląda trochę jak... wąsik pod nosem.
Mnie osobiście to auto zachwyca. A w środku... jest jeszcze lepiej. Jest bliskie ideałowi. Dostajemy tam komfort z najwyższej półki. Jest nie tylko wygodnie i luksusowo (w czuciu i dotyku), ale także w ergonomii. Wszystko jest zaplanowane sensownie. Minusy? Nie podchodzą mi elektroniczne zegary. To kwestia gustu, ale są trochę za duże i mało atrakcyjne wizualnie. Konkurencja spisuje się tylko lepiej.
Wewnątrz nie zabrakło też elementu kontrowersyjnego – podobnie jak w przypadku grilla na zewnątrz. Tutaj jest... gałka do zmiany biegów. Właściwie to nie gałka, a kryształ z ukrytymi w środku literkami "X". To również rozwiązanie zero-jedynkowe: albo je kupujesz i ci się podoba, albo nie możesz na to patrzeć. Ja jestem w tej pierwszej grupie, choć przyznam szczerze, że ostatecznie to po prostu gałka, jak gałka.
Model jest dostępny w czterech różnych wariantach silnikowych. M50i – najmocniejsza, bo aż 530-konna jednostka (496 tys. zł). 40i, czyli 340-konny benzyniak, którego widzicie na zdjęciach (402 tys. zł). M50d, za którym kryje się potężny 400-konny diesel (483 tys. zł) i wersja cywilna tj. 30d, gdzie w dieslu biega 265 koni mechanicznych (393 tys. zł). Ten ostatni wariant będzie jednak pomijalny, bo jak sami widzicie, dokładając niewiele więcej możecie, mieć mocniejszy silnik.
Po 500 przejechanych kilometrach w trasie i na mieście komputer pokazywał spalanie na poziomie 16l/100. Trochę dużo i czuję, że bez wielkich kombinacji można je choć trochę obniżyć. Ten wariant do pierwszej setki dobija w 6,1 sekundy, co na papierze nie jest może wynikiem oszałamiającym, ale pamiętajcie, że mówimy o 2,5-tonowym kolosie.
Ci, którym zależy nieco bardziej na dynamice, powinni zdecydować się na nieco mocniejszego diesla M50d, który lepiej zbiera się przy wyższym zakresie obrotów i prędkości. To jednak szczegóły, bo w przypadku X7 nie chodzi o dynamikę jazdy, a komfort.
A ten jest oszałamiający. To jak limuzynowata "siódemka", tylko że bardziej uniwersalna. Pierwsze skojarzenie, gdy myślę o tym aucie parę dni po oddaniu? Wyjątkowe wyciszenie i fenomenalne zawieszenie, które wybierało dosłownie każdą nierówność. Momentami gdybym nie patrzył na drogę, nie uwierzyłbym, po jakich nierównościach właśnie przelatujemy.
BMW X7 to bez wątpienia jeden z najciekawszych i najbardziej uniwersalnych samochodów, jakimi jeździłem. Czy go potrzebuję? Nie. Czy chciałbym go mieć? Bardzo. Mimo że są samochody budzące większe emocje, gdy do głosu dochodzi rozsądek, to właśnie za kierownicą X7 chciałbyś siedzieć. Zdecydowanie udany projekt, który nie idzie na kompromisy.