Plakaty reklamowe, witryny i ulotki wciąż krzyczą na nas obcobrzmiącymi słowami. Skąd ten "trend"? Veturilo to rowery miejskie w Warszawie, a viaTOLL to system opłat autostradowych, ale mało komu nazwy te kojarzą się z tym, co oznaczają.
Wydawałoby się, że od czasów lat 90. wiele się nauczyliśmy. To wtedy powstawały takie nazwy firm jak Drutex, Chlebex i podobne, które swoim egzotycznym brzmieniem miały podnosić prestiż i "światowość". Dziś jednak wciąż nawet typowo polskie marki przybierają angielskie czy po prostu obce nazwy. Dlaczego?
Piotr Mazurkiewicz, dyrektor zarządzający agencji reklamowej Brave Brain, zauważa, że wciąż takie nazwy w biznesie "podnoszą rangę", lub przynajmniej tak wydaje się zamawiającym reklamę, czy zaprojektowanie marki. Mówi jednak, że często odchodzi się od takiego słownictwa, na rzecz swojsko brzmiących nazw.
Oczywiście dla części firm nie jest to widzimisię, czy zachcianka, a rzecz ułatwiająca życie. – Rządzą nazwy angielskie ponieważ to najpopularniejszy, międzynarodowy język. Wybierają go przede wszystkim firmy nastawione na eksport – podkreśla przedstawiciel Brave Brain i dodaje – Wykorzystywanie innych języków to rzadkość, choć zdarzają się firmy planujące handel np. z Niemcami, wtedy niemiecki to oczywiście wykorzystywany język.
Skorzystanie z obcego słownictwa w nazwach firm i marek to nie zawsze konieczność podyktowana zagranicznymi kontaktami, ale może mieć inne "biznesowe uzasadnienie", jak mówi Mazurkiewicz. – Wybiera się angielskie słowo także ze względu na zagęszczenie nazewnictwa w danej branży – wyjaśnia przedstawiciel agencji reklamowej. Dopytuje się, czy może chodzić np. o branżę nabiałową, która "mleko" odmieniła już przez wszystkie formy: – Jeśli chodzi akurat o firmy produkujące mleko, to raczej bym nie stosował obcych nazw, ale tak, czasem trudno znaleźć słowo w obrębie typowego nazewnictwa dla firmy, która nie byłaby już wykorzystana – wyjaśnia dyrektor zarządzający Brave Brain.
Czy to agencje reklamowe chcą nas zarzucać obcymi słowami, czy jednak ich klienci proszą o taki rozwiązania? Z tym jest różnie: – Często wynika to z trendów, czasem dostajemy wytyczne. Najczęściej takich słów używa się przy tworzeniu reklamy produktów skierowanych do młodej grupy odbiorców – mówi nam Grzegorz Chorostecki, właściciel agencji reklamowej FLOV. Zdradził nam, że chociażby teraz projektuje reklamę dla produktu parafarmaceutycznego skierowanego do młodych.
Inną modą jest dodawanie krótkich haseł przewodnich przy nazwach marek, które prawie zawsze są po angielsku. "Think creative", "Always on time", czy "Designing for you" to typowe "leady" jak wyjaśnia nam Chorostecki, mówiąc, że mają one podnosić prestiż firmy.
Czy jednak wykorzystywanie takich słów nie wynika może z tego, że same agencje reklamowe korzystają w dużej mierze z angielskiego? Właściciel FLOV tłumaczy, że w pracy często posługują się specjalistycznym słownictwem wyjętym prawie żywcem z języka Amerykanów i Anglików. Nie zawsze wynika to z lenistwa branży, ale po prostu ilości pojęć i rzeczy, które muszą nazwać, za czym nie nadąża język.
Nie sposób nie zauważyć, że same nazwy agencji reklamowych są obcobrzmiące. Zarówno przedstawiciel Brave Brain i FLOV, z uśmiechem tłumaczą się, że to "specyfika branży".