Około 50 milionów złotych – tyle będzie wynosiła dziura budżetowa, którą władze Olsztyna przewidują na kolejny rok. To odbije się na mieszkańcach, którzy jako pierwsi odczują zaciskanie pasa. Wszystkiemu winna jest polityka rządu PiS, który przez swoje rozdawnictwo, zdaniem prezydenta miasta Piotra Grzymowicza, nie dba o "małe ojczyzny". Co gorsze, taka sytuacja jak w Olsztynie dotyczy nie tylko stolicy Warmii, ale przeszło jednej trzeciej wszystkich gmin w Polsce.
Adam Nowiński: Po pana ostatniej konferencji prasowej wiemy jedno: budżet Olsztyna jest w kiepskim stanie. Złośliwi powiedzieliby, że to koszty licznych inwestycji, które powstały w ciągu ostatnich lat w mieście. Ale jaka jest prawdziwa przyczyna tak poważnej sytuacji budżetowej?
Piotr Grzymowicz, prezydent Olsztyna: Przyczyna tkwi w poczynaniach rządu, który nie dba o małe ojczyzny, jakimi są samorządy. Patrząc na obecną sytuację finansów publicznych oraz na to, co można było usłyszeć podczas konwencji programowej PiS, można dojść do wniosku, że niedługo będziemy krajem mlekiem i miodem płynącym. Tyle tylko, że będzie się on utrzymywał się z dodrukowanych pieniędzy.
Nie ulega wątpliwości, że na spełnienie obecnych obietnic rządu nie będzie wystarczających środków. Jeśli z jednej strony się rozdaje, to z drugiej trzeba mieć stabilne źródło finansowania. A tego nie ma. Rząd chce oszczędzać – tak jak się to dzieje teraz – na samorządach, ale to nie jest dobre rozwiązanie.
Ale przecież rząd komunikuje na prawo i lewo, że mamy wzrost gospodarczy, jesteśmy drugą "zieloną wyspą"...
Owszem, cały czas widać rozwój gospodarczy, ale koniunktura będzie się zmieniała. Każdy chciałby, żeby stale miała tendencję wzrostową, ale doskonale wiemy, że tak nie będzie.
Biorąc pod uwagę nie tylko stan finansów Olsztyna, ale innych samorządów, sytuacja w wielu miejscach już nie wygląda dobrze. W raportach przesyłanych rządowi, opracowywanych przez Związek Miast Polskich, można przeczytać, że już teraz 31 z 66 miast na prawach powiatu w województwie warmińsko-mazurskim nie ma nadwyżki operacyjnej.
To z kolei oznacza, że nie jest w stanie ponosić kolejnych wydatków bieżących, nie mówiąc już o tym, że nie jest w stanie zabezpieczyć środków na inwestycje, obsługę kredytów oraz wykorzystywać środków unijnych. Jeśli spojrzymy na statystyki z całej Polski i weźmiemy na przykład same gminy, to na przeszło 2400 gmin w naszym kraju ponad 850 jest właśnie w takiej sytuacji.
Ten bardzo poważny problem powinien być w ramach rzeczowego dialogu z samorządami rozwiązany, ale nic tego nie zapowiada. Mało tego, to, co mamy obiecane, patrząc chociażby tylko na subwencję oświatową, z roku na rok maleje. Co roku musimy coraz więcej dopłacać do oświaty. W 2012 roku subwencja oświatowa pokrywała przeszło 70 proc. naszych wydatków na edukację, a dzisiaj zaledwie tylko w 61 procentach.
Jak to się przekłada na liczby?
W 2012 roku dopłaciliśmy do edukacji niecałe 90 milionów, w roku 2018 już 155 milionów złotych.
Do tego dochodzi kwestia wzrostu kosztów zakupu energii przez samorządy...
Z pierwszych ocen ofert, jakie zostały nam złożone, wynika, że w przypadku oświetlenia i sygnalizacji świetlnej wzrosną one o około 55 procent, a w przypadku pozostałych instalacji i budynków o około 17 procent. Biorąc pod uwagę rozstrzygnięte już przetargi w innych samorządach wiemy, że w niektórych gminach w przyszłym roku ceny energii będą wyższe nawet o 60 proc.
A czy Olsztyn dostał już pieniądze od rządu na podwyżki dla nauczycieli?
Niestety nie. Musieliśmy sami je wypłacić i czekamy na pieniądze z ministerstwa, ale już wiemy, że nie będzie to pełna kwota, tylko co najwyżej 50 - 60 procent. Nie wiemy też, kiedy zostaną przelane te środki. Dodatkowo pojawiają się także wypowiedzi ministra Piontkowskiego, który mówi, że silniejsze gminy dostaną mniej, a słabsze więcej.
Nie wiadomo, jak rozumieć takie komunikaty i na jakie konkretne pieniądze będzie mógł liczyć nasz budżet. Oczywiście, samo podwyższenie płac nauczycieli jest jak najbardziej konieczne i słuszne zważywszy na ich pracę i misję, którą wykonują kształcąc nasze dzieci. Taka postawa ministra pokazuje, jak bardzo zachowanie rządu wpływa destabilizująco na samorządy...
Co ma pan na myśli?
Chodzi o nieprzemyślany proces legislacyjny, który obecnie w Polsce trwa czasami tylko jeden dzień, a nawet kilka godzin. Ktoś w rządzie budzi się i nagle decyduje, że zmieniane są jakieś przepisy, i co najgorsze bez konsultacji z tymi których ma to dotyczyć, np. samorządami.
Przecież samorządy nie działają w próżni, lecz w oparciu o wcześniej przyjęte przez polski rząd strategie i ustawy sejmowe, pod które układają swoje budżety i swoje strategie działania. Jeśli nagle okazuje się, że rząd zmienia i burzy cały ten porządek, to jest to działanie skrajnie nieodpowiedzialne, żeby tego inaczej nie nazwać.
Czyli rząd wprowadza chaos, koszty i wydatki rosną, ale czy uda się zatrzymać tę sytuację na jakimś stabilnym poziomie?
Taki stan rzeczy jest tylko na chwilę obecną. Przed nami jeszcze cały kwartał, który pozbawiony będzie wpływów z PIT od osób do 26. roku życia. Do tego trzeba dodać obniżenie stawki podatku PIT z 18 na 17 proc. oraz podwyżkę kwoty kosztów uzyskania przychodów.
Jak obliczył Związek Miast Polskich, jest to w skali wszystkich samorządów ubytek aż 7,2 miliarda złotych. Nie twierdzę, że wprowadzone zmiany są złe. Chodzi o to, że nie dostaniemy żadnego zadośćuczynienia ze strony rządu, które pokryłoby te braki w naszych budżetach.
Takie działanie to demolowanie samorządu. A przecież to samorządy odpowiadają za przeszło 50 proc. inwestycji w sektorze publicznym. Biorą na swoje barki ogromne wyzwania i będąc blisko ludzi najlepiej wiedzą, w którym kierunku inwestować i jakie dziedziny życia publicznego rozwijać.
Dzisiaj próbuje się uszczuplić nam te możliwości i doprowadzić do sytuacji krytycznych. Musiałem wstrzymać w Olsztynie wiele projektów, w tym także unijnych, bo nie wiem czy będę miał wkład własny, czy też nie. Spodziewam się, że w tej sytuacji tych środków nie będzie. Dla przykładu, mieliśmy 2 miliony złotych na opracowanie koncepcji kolejnego etapu obwodnicy i, niestety, musiałem wstrzymać prace nad tym projektem.
Samorząd musi postępować odpowiedzialnie i wygląda na to, że skoro zabierze nam się 40 milionów złotych, to nie będziemy mogli przeznaczać środków na inwestycje, bo zabraknie nam pieniędzy na wydatki bieżące, a do tego nie mogę dopuścić.
Co się stanie, jeżeli rząd nie zmieni takiej polityki finansowej wobec samorządów?
Katastrofalne zmiany w finansach publicznych, to brak inwestycji na poziomie samorządów, to brak podatków od firm i od osób fizycznych. To również braki przychodów z podatku VAT, bo przecież przy każdej inwestycji samorząd musi odprowadzić ogromne sumy z tego tytułu do budżetu Państwa.
Rząd mówi, że musi do samorządów dokładać. To bzdura, bo w sprawozdaniu Związku Miast Polskich za lata 2015-2018 widać czarno na białym jaka jest prawda. Owszem, samorządy otrzymały przez te lata o 15 miliardów złotych więcej środków na różnego rodzaju cele, ale w tym samym czasie z tytułu nałożonych na nie obligatoryjnych zadań w ten, czy inny sposób musiały wydać 19 miliardów złotych, czyli o 4 miliardy więcej. Jak widać bilans jest ujemny.
Taka polityka wobec samorządów zmierza do stanu, w którym samorządy znajdą się w krytycznej sytuacji i pojawią się chęci udowodnienia nam, że nie będziemy sobie w stanie poradzić. Wydaje mi się, że wygląda to na zamach na samorządność.