
"Białoruś plus?" – to jeden z komentarzy na Twitterze po lekturze ujawnionego w sobotę programu wyborczego Prawa i Sprawiedliwości. Chodzi o fragment dotyczący planu zmian w kwestii immunitetu parlamentarzystów. Wybrańców z Wiejskiej łatwiej będzie pociągnąć do odpowiedzialności. Wnioskować o to będzie Prokurator Generalny, czyli aktualnie Zbigniew Ziobro.
(...) poseł lub senator będzie mógł być pociągnięty do odpowiedzialności karnej, a także zatrzymany lub aresztowany, decyzją podjętą na wniosek Prokuratora Generalnego, skierowany do Sądu Najwyższego. Prokurator Generalny przed podjęciem decyzji będzie miał obowiązek przedstawienia sprawy Prezydium Sejmu i Komisji Regulaminowej Sejmu.
Obecnie konstytucja mówi, że parlamentarzysta nie może być pociągnięty do odpowiedzialności karnej bez zgody izby. Poseł nie może też być zatrzymany lub aresztowany bez zgody Sejmu – "z wyjątkiem ujęcia go na gorącym uczynku przestępstwa i jeżeli jego zatrzymanie jest niezbędne do zapewnienia prawidłowego toku postępowania. O zatrzymaniu niezwłocznie powiadamia się Marszałka Sejmu, który może nakazać natychmiastowe zwolnienie zatrzymanego".
Prawo i Sprawiedliwość zwróci się też do Sejmu o zmianę art. 181 Konstytucji RP, a także przepisów ustawowych odnoszących się do prokuratorów w ten sposób, by immunitet sędziów i prokuratorów został zniesiony, z zastrzeżeniem specjalnego trybu procedowania w razie wszczęcia postępowania karnego wobec sędziego lub prokuratora. Decyzje o wszczęciu postępowania podejmować będzie mógł Prokurator Generalny, decyzje o tymczasowym aresztowaniu – Sąd Najwyższy.
Wiceminister sprawiedliwości Sebastian Kaleta na Twitterze odniósł się do doniesień niektórych mediów. Podkreślił, że i w obecnym porządku prawnym Prokurator Generalny kieruje wniosek o areszt.
Kaleta skomentował również opatrywanie informacji w tej sprawie zdjęciami Zbigniewa Ziobry.
Wyborczy program PiS liczy 232 strony. Sporo miejsca poświęcono w nim odwołaniom do nauki Kościoła czy "diagnozie" sytuacji przed rządami PiS. Czas rządu koalicji PO-PSL nazwano "późnym postkomunizmem".
